Patrzę wstecz kiedy
byliśmy młodzi...
(…)
(…)
Doszliśmy do tej
pory,
nie możemy cofnąć się teraz.
Pozwól mi przejść tą drogą.
nie możemy cofnąć się teraz.
Pozwól mi przejść tą drogą.
*
- Czy chciałby się
Pan czegoś napić?
- Nie, dziękuję.
Stewardessa odchodzi z
uśmiechem do kolejnej osoby, które siedzi tuż przed nim, jeszcze
przez chwilę wpatruje się w nienagannie ubraną i upiększoną
kobietę, po czym z powrotem wraca do lektury książki, którą
zaczął w drodze do Moskwy. Lot numer SU3643 rosyjskich linii
lotniczych Aerofłot z Sheremetyevo do Krakowa, z międzylądowaniem
w Warszawie, zbliżał się już ku końcowi. Kilka chwil po odejściu
polskiej stewardessy, z głośników dobiegł komunikat w języku
angielskim informujący, że pasażerowie są proszeni o powrót na
swoje miejsca, zapięcie pasów i przygotowanie się do lądowania.
Obsługa samolotu sprawdziła raz jeszcze czy wszyscy pasażerowie
podporządkowali się do zaleceń, po czym sami zniknęli na swoich
miejscach.
Mężczyzna delikatnie
szturchnął blondynkę, której głowa znajdowała się na ramieniu,
wybudzając ją tym samym ze snu, w który zapadła zaraz po
wystartowaniu samolotu na warszawskim Okęciu.
-
Zapnij pasy, za chwilę lądujemy – zamknął stolik, na którym
leżało najnowsze wydania jakiegoś pisma o modzie, zwijając je w
rulon i kładąc do torebki dziewczyny, którą trzymała na
kolanach. Uśmiechnął się, gdy dziewczyna musnęła jego policzek
swoimi malinowymi ustami. - Jak się spało?
- Za krótko. Po tak
szalonym weekendzie, będę musiała odsypiać przynajmniej dwa
dni...
- Spokojnie, dasz
radę. Są przecież święta.
Światła lekko
przygasły a on poczuł jak samolot powoli schodzi do lądowania.
Blondynka ułożyła delikatnie swoją dłoń na jego, po czym
ścisnęła ją mocniej. Zawsze bała się gdy samolot schodził na
pas, bądź wzbijał się w powietrze. Powinna się już do tego
przyzwyczaić, podróżowali samolotami kilka razy w miesiącu,
często latając na relacji Moskwa-Poznań. Tym razem jednak każde z
nich udawało się na święta w rodzinne strony. Ona do Mszany
Dolnej, on do Zakopanego.
Poznali się, gdy Iwona, owa blondynka,
skończyła studia pedagogiczne i zaczęła szukać pracy, której
jak się okazało w zawodzie nie znajdzie. Janek w tym samym momencie
odprawiał swoją asystentkę z kwitkiem, bo większość czasu
spędzała na filtrowaniu z klientami, niż na zanotowywaniu kolejnych
sesji fotograficznych, które miał przeprowadzić. Przypadek
sprawił, że trafili na siebie i zaczęli dogadywać się jak łyse
konie już od pierwszych chwil. Tematom nie było końca, ona chciała znaleźć dobrze płatną pracę, a on skupioną na pracy
asystentkę. Zaczęła dzień później po ich pierwszej wspólnej
rozmowie. Z początku nikt nie
przewidywał, że ze zwykłej relacji szef-podwładna, może zrodzić
się coś więcej. Spędzali ze sobą dość dużo czasu podróżując
po europie, jak i w dalszych kierunkach. Rozmawiali, poznawali się i w
pewnym momencie po prostu przeszli na inny, niezdefiniowany jeszcze,
rodzaj znajomości. Możliwe, że Janek po prostu się trochę
pogubił i próbował odnaleźć coś, co kiedyś było mu bardzo
dobrze znane. Związek z najlepszym przyjacielem.
Przecież tak zaczęła
się jego historia z Ewą. To oni poznali się jako pierwsi, jeszcze
w przedszkolu, gdy szafki z ich imionami stały obok siebie, a
rodzice urządzali wspólne grille i wakacje. To było tak bardzo
naturalne, że spędzali razem każdą wolną chwilę wpierw
stawiając babki z piasku, a później ucząc się razem matematyki.
Z czasem poznali całą resztę, ale najbliżsi pozostali sobie i
dopiero po dziesięciu latach zorientowali się, że znaczą dla
siebie trochę więcej aniżeli tylko zwykli przyjaciele. Zakochani po uszy,
planujący wspólną przyszłość. Studia w Poznaniu, wspólne
mieszkanie, spełnianie marzeń o podróżach i poznawaniu świata.
Tylko coś poszło nie tak. Gdy planował oświadczyny na
najaromatyczniejszej wyspie świata, Bali, był pewny, że to ta
jedyna, przy boku której chce się zestarzeć. Chce zorganizować z
nią wystawny ślub z weselem, kupić wspólny dom, najlepiej w
Poznaniu, bo to tutaj rozwiną swoje skrzydła, a nie w ich rodzinnym
Zakopanem. Chciał mieć z nią gromadkę dzieci i kilka psów, bo
one zaraz po Ewie, były jego kolejną miłością.
Tylko Ewa, która
przyjęła jego oświadczyny, z czasem zaczęła się od niego
oddalać. Spędzała coraz więcej czasu w pracy, nie wracała o
normalnych porach, o których mogliby jeszcze razem usiąść,
zamówić pizzę, otworzyć butelkę piwa i obejrzeć jeden z filmów,
które mieli na liście do obejrzenia. Rozmawiali czasami przy
śniadaniu, o ile jego narzeczona nie wychodziła szybciej, bo
przecież miała cały oddział bank na głowie. Tracili siebie, wspólne
tematy do rozmów i związek, choć o tym głośno nikt nie
mówił. By zapomnieć o porażkach w życiu osobistym, zrobił to
samo co ona, oddał się pracy. Zaryzykował i za pożyczone od
rodziców pieniądze, rozkręcił własne studio fotograficzne.
Zaczynając od wesel, przeszedł w poważne zlecenia dla lokalnej
gazety, a później, dzięki współpracy z kilkoma bloggerkami z
Poznania, znalazł się wśród najlepszych fotografów młodego
pokolenia Polski. Właśnie wtedy poznał Iwonę. Dwa lata temu,
sprawiając, że życie w kłamstwie to czasem najlepsze wyjście z
sytuacji.
Iwonie odpowiadał ich
„układ”. Byli przyjaciółmi, rozmawiali o wszystkim, nawet o
problemie z Ewą, a że w międzyczasie również ze sobą sypiali?
Dla niej to nie było nic szczególnego, chociaż nie była w żadnym
stałym związku, nie wiązała też przyszłości z Jankiem. Po
prostu dobrze było im w swoim towarzystwie. Ewa nie podejrzewała
niczego. Nie dopytywała o Iwonę, nie snuła podejrzeń. Według
niej wszystko było w najlepszym porządku i pewnie dlatego zbywała
Janka za każdym razem, kiedy ten chciał porozmawiać o ich wspólnym
życiu, o sytuacji, która niewątpliwie nie działa na ich korzyść,
a jedynie pcha go do rozmyślań o rozejściu się. Bo jak to jest
być w związku z kimś, kto w ogóle nie zwraca na ciebie uwagi?
Samolot dotknął płyty
lotniska, a z ust Iwony wyrwał się cichy jęk.
-
Już w porządku, przeżyłaś – pokręcił głowa z uśmiechem i
ucałował jej czoło. - Szykuj się przez te trzy tygodnie wolnego
na kolejny lot. Londyn czeka na nas.
- Muszę lecieć?
- Masz wybór, ale
odpuścisz sobie cztery dni tylko ze mną?
- Za nic w świecie... -
roześmiała się i rozpięła pas, gdy tylko z głośników dobiegł
komunikat o pomyślnym wylądowaniu, jak i podziękowania za wspólną
podróż.
Janek wstał zaraz za
nią i wyciągnął ich bagaże podręczne z półki nad głową, po
czym zarzucił na plecy kurtkę i ruszył w kierunku wyjścia z
samolotu. Jeszcze przeszli razem przez odprawę celną, poczekali na
bagaże rejestrowane, które obsługa lotniskowa wyciągała z luku
bagażowego. A gdy tylko każdy dzierżył w dłoniach rączkę od
swojej walizki uśmiechnęli się do siebie, pocałowali ostatni raz
i wyszli osobno z hali przylotów do poczekalni, gdzie z daleka
zobaczył Dawida opartego o barierki oraz Filipa, który próbował
nie zgubić własnego syna w tłumie turystów.
- Witaj w domu, stary –
Filip poklepał go po plecach, a Dawid uścisnął jego dłoń i
skinął głową, by od razu wziąć Mateusza na, przysłowiowego,
barana i ruszyć na parking.
Dziwne to było
powitanie, jednak Janek szybko przestał się zastanawiać nad
reakcją kumpla i ruszył hardo do przodu, opowiadając chłopakom o
pięknej Moskwie.
*
Śledź mnie kiedy na
zewnątrz jest ciemno,
będę twoją latarni.
I kiedy jesteś zagubiona,
poprowadzę cię z powrotem do domu.
będę twoją latarni.
I kiedy jesteś zagubiona,
poprowadzę cię z powrotem do domu.
*
W prezencie gwiazdkowym
Dawid chciał dostać nowe perfumy, dobrą książkę, albo płytę
jednego ze swoich ulubionych wykonawców. Gdyby był młodszy na
pewno poprosiłby Świętego Mikołaja o lepsze miejsca w kolejnych
konkursach i by choć trochę bardziej zacząć wierzyć we własne
możliwości. Wiara w siebie miała być przecież najważniejsza w
każdej dyscyplinie sportu, jak i, ogólnie, w życiu. Czy chciał
dostać na gwiazdkę widok swojego przyjaciela, całującego inną
kobietę aniżeli narzeczoną, z którą za kilka godzin miał
spotkać się przy wspólnym, przed bożonarodzeniowym, stole?
Niekoniecznie. Jednak los chciał inaczej i na przekór Kubackiemu,
zesłał mu przed oczy dosyć niewygodny widok, który niemożliwie
kłuł go w język, choć rozum podpowiadał, by pokusie się oprzeć
i nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.
Jak pomyślał, tak
zrobił. Odłożył chęć rozmowy na później, w końcu Filip nie
był świadomy tego, że ich wspólny przyjaciel zdradza swoją
narzeczoną, a ich – notabene – przyjaciółkę z jakąś
blondyną w podróżach służbowych. Miał tylko nadzieję, że
romans ten był przelotny i Janek pójdzie po rozum do głowy i
zakończy relację z dziewczyną, z którą opuścił pokład
samolotu. Zdecydował się, że jeżeli będzie wpychał się z
butami w czyjeś życie to zrobi to na osobności, pozwalając
Jankowi wytłumaczyć się ze wszystkiego, co widział, gdy czekał
na niego przy drzwiach oddzielających strefę celną od lotniskowej
poczekalni. W międzyczasie zajął się Mateuszem i tym, że ten kazał
mu po raz kolejny śpiewać najnowsze hity starego wygi disco polo,
Zenona Martyniuka.
- Para pa pa ra pa ra
pa o, o, o – zawył Mateusz wiercąc się w foteliku, który
Filip zamontował na tylnym siedzeniu swojego samochodu, po czym
podstawił pod nos Dawidowi jego telefon, który imitował mikrofon.
- Los chce ze mną
grać w pokera, raz mi daje, raz zabieraaaa.... I wszyscy!
- ...ja za swoim
szczęściem biegnę w świat. Cuda przecież się zdarzają i
marzenia się spełniają, los przekorny znowu miłość daaaa...
- Mateusz nie miał litości dla nikogo. Zenon Martyniuk od kilku
tygodni był jego ulubionym wykonawcą, którego płytę Filip musiał
odtwarzać w aucie za każdym razem, kiedy Młody z nim podróżował.
- Jak Cynthia? -
Fotograf korzystając z chwili, kiedy Mateuszek zajął się
rozbrajaniem matrioszki, którą dostał jako mały podarunek z Rosji
i przestał skandować imię Zenona, zwrócił się do chłopaków. -
W lepszym stanie niż w maju?
- Wydaje się być
pogodzona z tym, że babci już nie ma i nie słyszeliśmy by brała
na siebie w dalszym ciągu winę. Jest całkiem skora do rozmów i
nawet zdecydowały z Ewą, że pójdą dzisiaj do domu babci i zrobią
porządek z jej starymi rzeczami. - odparł Filip zatrzymując się
na czerwonym świetle, przyciszając powoli muzykę, tak by jego syn
nie zorientował się co się dzieje. - Z resztą, od maja minęło
siedem miesięcy, miała czas przyzwyczaić się do tego, że babcia
już na nią nie czeka w Zakopanem...
- Czyli nie musimy
się obawiać, że święta spędzimy na wspominkach?
- Nic na to nie
wskazuje... - wzruszył ramionami Dawid, który wychylił głowę
między przednimi siedzeniami.
- A ty już w ogóle
z nią gadasz?
- O co ci chodzi?
Przecież zawsze z nią rozmawiałem...
Filip i Janek wymienili
jedynie porozumiewawcze spojrzenia nie komentując słów Kubackiego,
który wciągnął powietrze do płuc, by uniknąć wypowiedzi na
temat tego, co sądzi o ich opinii na temat jego i Olczak. Owszem,
przez lata sytuacja uległa zmianie i z najlepszych przyjaciół
stali się jedynie zwykłymi znajomymi, którzy spędzają ze sobą
czas tylko i wyłącznie z uwagi na resztę przyjaciół. Miał jej
za złe to, że wyprowadziła się z dnia na dzień, nie informując
uprzednio o swoich planach nikogo. Nie rozumiał, jak potrafiła
zostawić wszystko za sobą i tak po prostu przeprowadzić się do
innego miasta w całkowicie innym kraju.
- Nie ważne. Cynthia
zostaje ze mną na całe święta, a moja mama wprost promienieje z
radości, bo w końcu ktoś upiecze porządne ciasta na Wigilię. No
i Młody nie potrafi się od niej oderwać, ledwo go do samochodu
dzisiaj wsadziliśmy, tak bardzo chciał zostać z dziewczynami.
Nagadałem mu coś o męskiej solidarności i o tym, że baby muszą
sobie poplotkować...
- A później urośnie
kolejny męski szowinista. Dobra robota, tatulku – wtrącił
Kubacki, klepiąc Filipa po ramieniu.
- Zaraz cię klepnę,
Kubacki – zaśmiał się Zawistowski i pokręcił głową patrząc
w tylne lusterko na skoczka, który rozłożył się wygodnie na
kanapie i zabrał swój telefon chrześniakowi, który zaaferowany
drewnianymi figurkami przypominającymi stare baby, nie zwrócił
nawet na to uwagi.
- Czyli nie ma w
zamiarze spędzenia niezapomnianych chwil z ciotką Elżbietą? -
Janek wspomniał jedyną żyjącą jeszcze w Zakopanym rodzinę
przyjaciółki.
- Nie po tym cyrku,
który odstawiła po odczytaniu testamentu...
- Nie dziwię się... -
Odpowiedzieli zgodnie wszyscy, na co Mateusz przestał bawić się
zabawką i popatrzył na niczego nieświadomego ojca chrzestnego z
konsternacją. Gdy dorośli wciąż byli zajęci rozmową na temat
Cynthii i sytuacji, która wydarzyła się w mijającym roku na
odczytaniu testamentu zmarłej babki, Mateusz poskładał do kupy
matrioszkę i zwracając uwagę na to, czy tato jest skupiony na
drodze zamachnął się drewnianą rzeczą, uderzając nią w głowę
Dawida.
- Mateuszzzz – Kubacki
złapał się za lewą skroń i schował zabawkę do kieszeni kurtki,
na przekór wrzaskom dzieciaka.
- Mateusz, tak nie
można! Dlaczego uderzyłeś swojego wujka? - zagrzmiał Filip nie
odrywając wzroku od drogi.
- Młody, to przecież
nasze dobro narodowe, nie rób takich rzeczy, bo cię Polski Związek
Narciarski zje! - zaśmiał się Janek patrząc na rozmasowującego
bolące miejsce skoczka. - Do wesela się zagoi...
- Bo nie śpiewa, a
kazałem mu przecież śpiewać... Dałem ci jedno zadnie, wujku, a
ty nie potrafisz się z tego wywiązać...
- Ludzie mówią, że
po nocy wstaje dzień, masz nadrobić ten stracony czas. Dziś już
nowa miłość do mnie śmieje się, los mi daje szanse jeszcze jeden
raz...
*
Był czas kiedy mówiłaś
mi sekrety,
ale byłaś przerażona, że nie zatrzymam ich.
ale byłaś przerażona, że nie zatrzymam ich.
*
Babciny dom, który
znajdował się po drugiej stronie drogi dojazdowej do pensjonatu
Zawistowski, nie był zbyt duży. Ot, zwykły, stary, parterowy
domek, który idealnie wpisywał się w klimat miasta. Był
drewniany, a babcia odziedziczyła go po swoich rodzicach, którzy
kupili go kilka lat po wojnie. Nie było w nim nic szczególnego,
jeżeli postawić by go w szeregu wraz z innymi zakopiańskimi
domami. Nie wyróżniał się, a wręcz nie rzucał w oczy
dzięki jabłoniom, które rosły na wielkim podwórku. Dziewczyny
weszły na krętą drużkę prowadzącą od ulicy do brązowych drzwi
wejściowych, która była pokryta śniegiem sięgającym do
kolan. Przedarły się przez biały puch za pomocą dwóch łopat,
które dostały od pana Tomasza, choć trochę odśnieżając drogę
do budynku i otrzepując śnieg na werandzie z butów, weszły do
środka.
Od siedmiu miesięcy,
dokładniej od pogrzebu babci, nikt w nim nie był, więc przeraźliwy
mróz hulał w najlepsze od jednego kąta do drugiego, powodując, że
przy każdym oddechu z ust dziewczyn ulatywał obłoczek pary. Trzy
pokoje, duża kuchnia z wyjściem na tył podwórka, łazienka i
wejście do piwnicy, w Cynthia której zniknęła na dłuższą chwilę
zostawiając przyjaciółkę z termosem gorącej kawy, którą
zabrały z pensjonatu przed wyjściem. Rozpaliła w piecu ostatkami
drewna, które znalazła i wróciła na górę, kiedy upewniła się,
że za chwilę powinno zrobić się choć trochę cieplej.
Pomimo iż przed nią do
odziedziczenia domu była jeszcze mama, jak i ciotka Ela, siostra
rodzicielki, to właśnie jej babcia zapisała jedyną spuściznę,
jaką po sobie zostawiła. Nikt tym faktem nie był szczególnie
zatrwożony, gdy notariusz odczytał pośmiertnie testament
pozostawiony przez starszą kobietę. To Cynthia zawsze spędzała
czas z nią, bywało, że wolała traktować jej dom swoim,
zapominając, że po drugiej stronie Zakopanego stoi nowo wybudowany
dwupiętrowy budynek, w którym zamieszkali jej rodzice, a później
i młodsi bracia. Cynthia zawsze miała słabość do babci, jej
kuchni i przyjemnego ciepła domowego, które rozchodziło się między tymi ścianami. To także Cynthia, po wyprowadzce rodziny Olczaków,
była tą, która przyjeżdżała jak najczęściej mogła w
odwiedziny.
Z całej rodziny tylko
ciotka Elka twierdziła, że dom należał się córkom, które
przecież były przy matce przez całe swoje życie. Gotowa podważyć
testament, zrezygnowała dopiero, gdy notariusz przyznał, że jest
bez szans w starciu z całą reszta rodziny, która słowa pisane
ręką babci, akceptowała w stu procentach.
- Jak mnie tutaj dawno
nie było... - Ewa upiła łyk kawy, podając kubek przyjaciółce i
przeszła z kuchni do salonu, w którym wszystko było takie, jak
zapamiętała z dzieciństwa. - Twoja babcia robiła najlepsze
pierogi ruskie pod słońcem... a to ciasto, stefanek... niebo w
gębie!
- Po kimś musiałam
odziedziczyć talent kulinarny – Cynthia uklękła przed jedną z
szafek, w których babcia trzymała dokumenty i albumy ze zdjęciami.
Wyciągnęła kilka z tych opatrzonych datami ich dzieciństwa i
podała jeden Ewie, drugi otwierając sama.
Od razu trafiła na
zdjęcie, gdy miała może piętnaście lat i stała wraz z całą
resztą pod zakopiańską skocznią z wielkim transparentem, na
którym malowała się podobizna Kubackiego, którą malowały z Ewką
przez kilka dni. Nie były mistrzyniami w dziedzinie malarstwa,
jednak wyszło im całkiem nieźle, po piątej próbie. Na kolejnym ujęciu stał Kubacki i Zawistowski na rękach mający dwóch szkrabów Piotrka i
Patryka, jej braci bliźniaków, którzy mogli mieć wtedy po cztery
lata.
- Pamiętasz twoja
studniówkę? - Ewa przechyliła album w jej stronę, by pokazać
zdjęcie Cynthii w czarnej, dopasowanej sukience, stojącej w
objęciach wysokiego bruneta, w odświętnym garniturze. - Filip od
zawsze wyglądał najlepiej z chłopaków... Ale głowy do picia
zdecydowanie nie miał. - Na kolejnym zdjęciu siedzieli już przy
stole w towarzystwie Dawida i jej koleżanki z liceum, która
zaprosiła skoczka do wzięcia udziału w tym podniosłym wydarzeniu,
jako osoba towarzysząca. Zawistowski nie wyglądał na najbardziej
trzeźwego, co nie odbiegało od prawdy.
- Biedny Kubacki i
jego nowe, skórzane buty...
- Nie przypominaj im
nawet dzisiaj o tym! - Zaniosły się śmiechem.
Obejrzały kilka
kolejnych albumów, po czym schowały je do torebek, by podzielić
się swoimi znaleziskami z chłopakami przy wieczerzy przedwigilijnej. Upiwszy jeszcze po jednym kubku kawy, wyciągnęły z
szuflady worki, do których zaczęły pakować babcine rzeczy.
Cynthia zdecydowała się zabrać ze sobą kilka pamiątek, które
miały znaczenie dla niej, rodziców, czy samej babci do
Garmisch-Partenkirchen, resztę upychając w kącie piwnicy, bądź
wyrzucając na śmietnik – w zależności od wartości danej
rzeczy. Ubrania, którymi wypełnione były dwie pokaźne, drewniane
szafy, posortowały na te w stanie nienaruszonym, dobrym, jak i nienadającym się już do użycia i postanowiły, że podzielą się
tymi lepszymi ze starszymi osobami, którym mogły się jeszcze
przydać, a resztę wyrzucą.
- Rozmawiałam dzisiaj
rano z rodzicami Filipa i doszliśmy do wniosku, że wyremontuję ten
dom, a skoro stoi pusty przez większość czasu w roku, to po prostu
oddam go na jakiś czas w ich ręce, a oni będą lokować tu
gości...
- Myślisz, że wrócisz
kiedyś do Zakopanego?
- Nie mam pojęcia. Coś
mnie tutaj ciągnie, ale życie mam już poukładane tam. Własna
kawiarnia, w której sama sobie jestem szefem. Rodzina, która nie
zastanawia się, jak związać koniec z końcem... no i –
wyciągnęła dłoń przed siebie, a Ewa zaniemówiła widząc na jej
palcu delikatny pierścionek z różowego złota, ozdobiony brylantem
- … i chyba każdy z was w końcu będzie musiał odwiedzić
Garmisch-Partenkirchen w przyszłym roku...
- Z kim ty się z a r ę
c z y ł a ś? - wyjąkała przyjaciółka, ujmując jej rękę w
dłonie i przyglądając się pierścionkowi pod każdym kątem. -
Chopard... może to nie jest Harry Winston, ale do najtańszych na
pewno nie należy.
- Poznałam rok temu
takiego Jonasa i tak wyszło...
- Jonas? Rok temu? I
przez rok nic nam o nim nie powiedziałaś? Niech no tylko chłopcy
się dowiedzą! Zostaniesz pożarta żywcem za tę tajemnicę!
*
I kiedy jesteś
zagubiona,
poprowadzę cię z powrotem do domu.
poprowadzę cię z powrotem do domu.
* * *
Witam Panoczki! Cały skład
melduje się na pokładzie tego statku, którym wiem gdzie płyniemy,
ale nie mam pojęcia jeszcze przez jakie burze. Powyższy tekst nie
jest chyba najwyższych lotów, ale to ciąg dalszy wprowadzenia do
naszej historii i mam nadzieję, że już tylko będzie lepiej.
Zaczęłam pisać o piętnastej, kończę o północy. W międzyczasie
obejrzałam Chicago P.D. i połowę Ukrytego piękna...
Chyba jest nieźle pod względem czasowym.
Z kolejnym rozdziałem
spotkamy się zapewne dopiero pod koniec marca, o ile nie zejdę na
zawał jak Ed Sheeran zaśpiewa na koncercie i zobaczę to na żywo.
Jeżeli ktoś jest
zainteresowany moimi jedno partami, to zapraszam na
koniec-naszego-świata, gdzie swoją obecnością zaszczycił nas
mocny Winiar, a jeszcze mocniejszy Morgenstern szykuje się do
złożenia wizyty za kilka dni.
Także ten, do miłego!
Pierwsza :3
OdpowiedzUsuńJasiek złamał mi serce, jak i Ewci, która jeszcze nie wie w jakiej kiepskiej sytuacji się znalazła. Taki związek trzeba ratować, wystarczyło przeprowadzić kilka rozmów, żyć dalej albo się rozstać, ale zdrada nie powinna wchodzić tutaj w grę. Mocno mnie to zabolało!
UsuńFilip i Dawid nie powinni wtrącać się w cudze sprawy, ale jeśli Ewa dowie się, że oni wiedzieli o tym romansie, może ich równie dobrze znienawidzić. Panowie w jakiś delikatny sposób musicie rozwiązać tą sprawę, może najlepiej z Janem, który najbardziej w tym zawinił.
Wspomnienia Cythi o babci są słodkie, ale jednocześnie smutne.
Rozdział jak zawsze jest najwyższych lotów, masz wielki talent i nie mam żadnych minusów, a same plusy.
To może następna część w moje urodziny? :)
Ściskam ♥
Przez parę chwil zastanawiałam się kto wygrał tutaj rozdział, bo o ile scena z Dawidem, Filipem i Jankiem, kiedy rozmawiają o Cynthii a ten pierwszy się zapowietrza po ich wymownych spojrzeniach komentujących ich relację, jest w gruncie wygrana, bo heloł, Dejvid i zapowietrzyć, przecież ja to widzę przed oczyma w całej okazałości i szczerzę się jak głupia. I na prawdę nie wiem dlaczego zapowietrzony Kubacki tak na mnie działa, Damnnnnn. Nie mniej z końcowej nostalgicznej wzmiance o babuni, miłych, ciepłych wspomnieniach i zmierzeniu się ze smutną przeszłością dostałam właśnie gonga, gdyż przepraszam jakie ZARĘCZYNY? Panno Olczak, czemu czuję, że Dawid tego nie przyjmie? Albo przyjmie źle? I czemu mi się ten jej pomysł nie bardzo podoba? Może dlatego, że wymyśliłam sobie ich razem? Och, głupi mózg!
OdpowiedzUsuńAle wracając do początku ( Jaki ten mój komentarz chaotyczny, Boże widzisz i nie grzmisz? ) czyli do podróży samolotem, tego chyba też się nie spodziewałam. Romans. Rzecz dzisiaj niemal codzienna, prawie powszednia, a jednak ciężka i tutaj też pewnie taka będzie.
Przecież nie wspomniałam kto wgrał rozdział.
Oczywiście, że Młody i Zenek.
Zaraz, to Kubacki śpiewał o przewrotnym losie.
Kurczę, Dejvid czyli jednak wygrałeś!
<3 Czekam na więcej tutaj tego wszystkiego, bo uwielbiam to czytać <3 A na Morgiego już sobie rączki zacieram!
tylko jedno, a właściwie dwa: ocholera i #Cynwid
OdpowiedzUsuńMelduję się!
OdpowiedzUsuńRozdział nie jest najwyższych lotów? Żartujesz teraz sobie? Według mnie, i pewnie nie tylko, jest genialnie. Pod każdym kątem. Siedzę jak zahipnotyzowana przed tym laptopem, pochłaniając połowę tabliczki czekolady i delektując się twoją historią, która podoba mi się coraz bardziej ^^
Uwielbiam twoje dialogi i te sceny, które się pojawiają, bo są cholernie realistyczne. Dla mnie chłopacy dzisiaj wygrali wszystko, Dawid szczególnie :D Są po prostu jakby żywcem wyjęci z realnego świata.
Wspomnienia Cynthii mnie rozczuliły. Niby były słodkie i urocze, ale jednak gdzieś nadal były dość smutne.
A tak w ogóle to... trochę szoknęłam, na końcu szczególnie. Zaręczyny? Jakie zaręczyny? Kurczę, powiem ci szczerze, jestem teraz niezmiernie ciekawa, co taka dość zagadkowa końcówka w sobie kryje.
Ślę morze weny i wyczekuję kolejnej części!
Buziaki :**
PS. Nie będziesz miała przypadkiem gdzieś odrobinkę wolnego miejsca w walizce na koncert Edka? Jestem mała, powinnam się zmieścić xD
"filtrowaniu z klientami" - chodziło chyba o flirtowanie 😉,
OdpowiedzUsuń"podróżując po europie" - Europa z dużej litery!,
"cały oddział bank" - banku,
"dałem ci jedno zadnie" - zadanie,
"w Cynthia której zniknęła" - w której Cynthia zniknęła,
Pozwoliłam sobie wypisać kilka potknięć, które wpadły mi w oczy. Mam nadzieję, że Cię tym nie zdenerwowałam.
Co do treści rozdziału nie mam się co przyczepić. Bardzo dobrze czyta się to co piszesz.
Dopiero poznajemy bohaterów, ale już mogę powiedzieć, że ich polubiłam. Oczywiście nie znaczy to, że podoba mi się zachowanie Janka i przyzwalam na coś takiego, ale nie chcę od raz go za to skreślić. Może jeszcze coś się zmieni, na co mam nadzieję. Może Janek wyjaśni całą sytuację i zdecyduje się na kobietę, z którą chce być, a nie pozostanie dalej w takim dziwnym układzie, zwłaszcza że jego przyjaciel już coś podejrzewa i na pewno zacznie mu suszyć głowę 😉
A oglądasz też Chicago Fire i Med?
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Kompletnie nie wiem jak to się stało, że nie ma tutaj ani jednego słowa ode mnie. Po prostu nie wiem. Ale Cię przepraszam. I już coś piszę. W sumie może to i lepiej, bo miałam szansę przeczytać to jeszcze raz. Ekipa się zjeżdża i już nie mogę się doczekać tego momentu, kiedy wszyscy spotkają się w jednym pomieszczeniu i już nie będzie okazji do ucieczki. Czekam na konfrontacje Dejvi-Janek, ale najważniejsze - Cynthia i Dawid. To bedzie coś pięknego. Czuję to. Wracaj do nas tutaj jak najszybciej. Czekamy.
OdpowiedzUsuń