Więc jeśli stanąłbym na wprost pędzącego
samochodu,
powiedziałabyś mi kim jesteś?
Co lubisz?
O czym myślisz, jeśli dobrze bym zrozumiał?
Co lubisz?
O czym myślisz, jeśli dobrze bym zrozumiał?
*
Biała filiżanka z parującą, mocną, czarną kawą
w środku, stała przed nim i absorbowała całą uwagę. Prawe
kolano podskakiwało w powolnym rytmie świątecznej piosenki,
sączącej się z głośników w kawiarni Europejska, w której
serwowano wspaniałe desery, na które mógł dzisiaj tylko
popatrzeć. Zegar niedawno wybił dziewiąta godzinę, a on wrócił
z porannej przebieżki, za którą dostałoby mu się na pewno od
trenera - przecież miał regenerować siły przed nadchodzącym
konkursem. Nie dbał o to. Jogging od zawsze był
dla niego ucieczką od problemów, od nadmiernego myślenia. Gdy
biegał, skupiał się jedynie na wyznaczonym celu, mecie, która
majaczyła z oddali. Pilnował tempa, jak i kontrolował tętno.
Starał się oddychać równomiernie z każdym stawianym krokiem, z
każdym pokonywanym kilometrem. Przebiegał dziesięć kilometrów
mniej niż w godzinę, nawet gdy siarczysty mróz gryzł w policzki.
Pewnie gdyby nie był skoczkiem narciarskim, zakochałby sie w
bieganiu. Może trafiłby do Spały i tam, pod okiem najlepszych,
zdobywał kolejne medale i bił rekordy? Reprezentował Polskę na
olimpiadach w lekkoatletyce?
Nie spał całą noc, bijąc sie
z myślami. Co powinien zrobić? Czuł sie jakby trochę między
młotem a kowadłem. Rozsądek podpowiadał, że to nie jego
życie i nie powinien się mieszać w nie swoje sprawy. Męska
solidarność nakazywała mu trzymanie języka za zębami, bo jak to
tak wyrywać się przed szereg? Z drugiej strony, jeżeli istnieje
jakaś hierarchia, w której miałby uplasować swoich przyjaciół,
Ewa jest o wiele wyżej niż Janek. Nie miał z kim porozmawiać,
kogo się poradzić. Cynthia to Cynthia, jej nie zwierzał się już
od lat. Filip miał na głowie przygotowania do świątecznej kolacji
w pensjonacie, jak i niesfornego Mateusza, który plątał się
wszystkimi pod nogami szukając kogoś, kto się z nim pobawi. Ewa?
Ewka była aktualnie ostatnią osobą, z która w ogóle chciał
rozmawiać. Bo jak miał spojrzeć jej w oczy, kiedy znał tak bardzo
palącą jego język prawdę. Prawdę, która miała złamać jej
serce i postawić pod znakiem zapytania całe dotychczasowe życie i
plany na przyszłość.
Padło więc na Janka, że to z nim porozmawia i
albo przemówi mu do rozsądku, albo z tego własnego, nakaże mu
dokonać wyboru. Nie można, przecież, zjeść ciastka i mieć
ciastko. To nie było zgodne z wartościami, które wyznawał Dawid
Kubacki. Jeżeli wybierzesz spędzenie życia z jedną kobietą, to
albo jesteś z nią na sto procent, albo po prostu kończysz związek
i idziesz dalej, nie raniąc nikogo swoimi niepewnościami.
Dlatego rozstał się z Roksaną. Poznali się
zeszłej wiosny. Była turystką z Krakowa, która uwielbiała
przesiadywać nad Morskim Okiem. On też uwielbiał. Kiedy zobaczył
ją tam piaty dzień z rzędu stwierdził, że zagai i pozna kogoś
nowego. Podszedł, lekko się stresując zerknął na okładkę
książki, którą dziewczyna czytała i, gdy zobaczył, że jest to
Pan Tadeusz, zdziwił się i zapytał, co ją pchnęło do takiego
czynu.
- Nikt nie przepada za dziełami wieszczy, bo są
nudne i są lekturami w szkole. A ja je lubię, może właśnie tylko
dlatego, by być na przekór wszystkim? - I byli na przekór.
Najbardziej sobie.
Od początku coś nie pasowało. Przez wiosnę były
to drobnostki, w lecie zrobiły się to sprawy trochę większe, by
na jesieni rozpętało się już raczej piekło. Roksana chciała
mieć dla siebie cały wolny czas Dawida, który on wolał poświęcać
po równi jej, jak i rodzinie, czy Filipowi z Mateuszem. Więc Dawid
postawił sprawę jasno i pożegnał dziewczynę nikomu nawet nie
wspominając, że ją w ogóle miał. Krótki epizod, tyle. Ale o to
właśnie w tym wszystkim chodziło. By być w zgodzie ze sobą,
własnymi przekonaniami, jak i z osobą, z która się jest. Być
szczerym i brać odpowiedzialność za swoje czyny.
Najwyraźniej Janek o tym zapomniał. Na szczęście
w głowie zostało mu by przyjść na umówione śniadanie z dawnym
przyjacielem. Wszedł otrzepując śnieg z drogich butów i zamachał
w stronę skoczka ściągając czarny płaszcz i szalik w kolorze
zgniłego zielonego, wieszając je na wieszaku, który stał tuż przy
wejściu.
- Dzień dobry! Zawistowscy nie podają już śniadań
dla osób spoza gości?
- Podają, podają. Ale... - zawahał się przez
chwilę. - Pamiętałem, że uwielbiasz szarlotkę, która tutaj
serwują. To się chyba raczej nie zmieniło?
- Nigdy w życiu – gdy kelnerka przyszła by
zebrać zamówienie, Janek poprosił o espresso i podwójny kawałek
wspomnianego ciasta, po czym szybko wrócił do swojego przyjaciela.
- Naprawdę nie widzieliśmy się taki szmat czasu?
- Najwyraźniej, pół roku.
- Dużo się zmieniło? Jak sezon?
Dawid nie chciał wdawać się w pogawędki o wodzie
i pogodzie. Generalnie ani to ochoty, ani czasu nie miał, by akurat
w poranek w dniu przed wigilijnej biesiady, popijać w najlepsze kawę
i wymieniać najświeższe ploteczki z przyjacielem co do którego
aktualnie miał ambiwalentny stosunek. Poczekał by blondynka, która
kilka minut wcześniej zbierała od nich zamówienie, podała im dwie
filiżanki i kawałek szarlotki Jankowi, westchnął w głębi ducha
i robiąc łyk kawy zebrał się w sobie i w końcu powiedział:
- Widziałem... - Kwiatkowski nie przeczuwał, co za
chwile padnie z ust Kubackiego, nabrał na widelczyk kawałek
słodkości i wsadził go do ust. - … wczoraj na lotnisku. - I tu
już nie przeżuwało się ciasta tak przyjemnie.
- Co takiego?
- Nie udawaj głupiego. Ciebie, Kwiatek, z ta
blondynką... Co to ma być? Prezent świąteczny dla Ewy?
- To się da wytłumaczyć.
- No nie wątpię. Radziłbym zacząć.
Mierzyli się wzrokiem, jednak nim którykolwiek coś
powiedział musiała minąć chwila. Janek wydawał się zrozumieć,
że sytuacja stała się tą bez wyjścia, kiedy albo przekonasz do
swoich racji, albo będziesz musiał się poddać i przystać na
warunki siedzącego naprzeciw przyjaciela.
- Ewa mnie do siebie dystansuje...
- To chyba nie jest twoje wytłumaczenie?
- Dasz mi skończyć? - Dawid przytaknął głową i
czekał na dalszy rozwój. - Ewa mnie do siebie dystansuje. Temat
ślubu zniknął w ogóle z tapety i gdy pytam, ona nie odpowiada.
Ciągle tłumaczy się pracą, ciągle siedzi tam po godzinach. Nie
rozmawia ze mną już jak z przyjacielem, a raczej jak z takim
typowym mężem z kabaretów: te, Janek, weźże ino te śmieci
wyciep i kostkę gołdy kup, bo brakło. Próbowałem z nią o
tym rozmawiać, ale ona problemu nie widzi.
- Może dlatego, że jesteście ze sobą już szmat
czasu i wierzy, że będziesz przy niej zawsze? Na dobre i na złe?
- Ale my nie jesteśmy lekarzami z Zielonej Góry,
kurwa, Kubacki. Związałem się z nią, bo potrafiliśmy rozmawiać.
Bo byłem święcie przekonany, że jak kocham, z wzajemnością,
moją przyjaciółkę to nic złego nie jest w stanie nam się stać.
Dogadamy się we wszystkimi. A nagle jej nie ma. Jest tylko jakiś
pracoholik, który pałęta się po domu wieczorami z telefonem przy
uchu...
- Okej, rozumiem, że dorosłość was lekko
zaskoczyła. Tylko dla mnie to nie jest wytłumaczenie, które w
jakiś sposób usprawiedliwia cię z tego, że masz romans,
człowieku.
- Iwona jest taka, jaką była Ewka kiedy
zaczynaliśmy nasz związek. Słucha, by słuchać, a nie tylko
bezmyślnie odpowiadać, albo – co gorsza – przytakiwać głową.
Iwona mnie rozumie i nie chce nic ode mnie...
- A czego ty chcesz od Ewki? Czego chcesz od tej
Iwony?
- Nie wiem...
Kubacki łapie do ręki telefon, który rozdzwania
się w tym samym momencie, kiedy Janek mówi o swoich wątpliwościach.
To Cynthia, on jednak ignoruje przychodzące połączenie i wstaje od
stołu z impetem odsuwając krzesło. Urządzenie chowa do kieszeni
spodni, a z drugiej wyciąga pomięty banknot dwudziestu złotowy i
rzuca nim na stół.
- To się dowiedz czym prędzej, czego chcesz. Nie
będę jej okłamywał. Dla mnie przyjaźń coś jeszcze znaczy.
- Właśnie widzę – prycha poirytowany Janek,
który dostrzegł imię ich wspólnej przyjaciółki na wyświetlaczu
iPhona.
- Między nami jest taka różnica, że ja Cynthii
nigdy na palec pierścionka nie włożyłem.
- No nie – Janek opiera się wygodniej na krześle
i patrzy z uśmiechem na przyjaciela. - Bo zrobił to już ktoś
inny...
Prawdopodobnie w tej chwili Kubacki nie zrozumiał
sensu słów przyjaciela, który – w jego mniemaniu – po prostu
nie chciał zauważyć, że krzywdzi swoją własną narzeczoną.
Uważał, że jego defensywa zakładała uderzenie w czuły punkt
Dawida. Owszem, Cythia kiedyś nim była, ale zmieniło się wiele i
postanowił, że nie może być niczym młody Werter cierpiący z
miłości, która od Tatr wolała Alpy.
- Masz czas do sylwestra, Stary, na podjęcie
decyzji. W Nowy Rok powiem jej o wszystkim jeżeli nie zdecydujesz
się na którąś z nich... - I wyszedł. Więcej nie miał nic do
powiedzenia.
*
I te sekrety są wszystkim co dotąd mamy.
Demony w ciemności, kłamać znów,
grając w udawanie jakby nigdy nie miało się skończyć.
W ten sposób nikt nie musi wiedzieć...
Demony w ciemności, kłamać znów,
grając w udawanie jakby nigdy nie miało się skończyć.
W ten sposób nikt nie musi wiedzieć...
*
- Teraz weź czekoladę i tarkę, i zacznij trzeć
ją delikatnie na dużych oczkach. Tylko błagam cię, Mati, uważaj
na palce. Nawet ja potrafię nieźle czasami zedrzeć skórę... -
chłopczyk z uwagą patrzył na Cynthię, która trzymała w dłoniach
tabliczkę gorzkiej czekolady i instruowała swojego chrześniaka,
jak i co ma robić.
Mateusz miał to do siebie, że kiedy w jego
otoczeniu pojawiała się Cynthia, wszystko przestawało istnieć.
Nie interesowały go gry, zabawki, rówieśnicy z którymi mógł
psocić, czy nawet Filip. Do szczęścia wystarczała mu jedynie
matka chrzestna i – co dziewczyna przyjęła niezbyt zadowolona –
Pieseł, który na przekór wszystkim spał zeszłej nocy z nią i
Matim w jednym pokoju. Chłopiec uparł się, że przez najbliższe
dwa tygodnie będzie dotrzymywał jej cały czas towarzystwa, bo nie
wiadomo, kiedy tato znowu go zawiezie do cioci. Nie odpuścił, gdy
wyciągnęła go do pobliskiego supermarketu na zakupy, gdzie
dołączyła do nich jego babcia. Nie odpuścił, gdy cierpliwie
obierała ziemniaki, bowiem każda pomoc w kuchni była wskazana. Tym
bardziej nie dał się przekonać, że Pieseł potrzebuje spaceru,
gdy Olczak zabrała się za pieczenie świątecznych ciast, na ich
prawdziwą Wigilię, którą mieli spędzić w gronie rodziny
Zawistowskich. Stał teraz obok niej w restauracyjnej kuchni i
uważnie tarł czekoladę, którą mieli posypać świąteczne
pierniki znajdujące się w piekarniku.
- A mogę zrobić choinkę? - zapytał Młody, kiedy
Cynthia rozwałkowała kolejny kawałek ciasta i podała mu foremki
do odbicia.
- Zrób tyle choinek, ile chcesz. Możemy jeść
same choinki, mi to nie przeszkadza.
- To wszystko będzie zielone od lukru... Możemy
zrobić niebieską choinkę?
- Nawet różową – pomysł ten jednak nie
spodobał się pięciolatkowi, który przechodził właśnie okres
niezbyt wielkiego przepadania za koleżankami w przedszkolu oraz
różowymi rzeczami, które nosiły dumnie ze sobą,
- Różowy sobie odpuśćmy, ciociu. - zerknął w
stronę tubki z lukrem w nielubianym przez siebie kolorem. - On nie
pasuje do świąt ani trochę...
Filip przyglądał się im od kilku minut. Ulokował
się w szczelinie między szafką a lodówką i oparłszy się o tą
drugą z założonymi rękoma podziwiał, jak jego przyjaciółka
potrafi zaczarować Mateusza, który przez większość dnia jest nie
do ogarnięcia. Jak każde dziecko, tak i on, uwielbia się bawić,
plątać pod nogami, przebiegać z kuchni do restauracji, recepcji
czy biegać po prostu po podwórku. Własny ojciec nie potrafił za
nim nadążyć, a co dopiero dziadkowie, czy ktoś z obsługi hotelu,
gdy akurat Filip był na stoku z grupą czy pomagał przy prowadzeniu
pensjonatu. Tylko ona jedna jedyna czarowała go swoim głosem i bez
większego wysiłku potrafiła czymś zająć, nawet jeżeli było to
pieczenie świątecznych ciasteczek.
Na pewno dokonał dobrego wyboru przed ponad
pięcioma laty, gdy namówił Sylwię by to Dawid i Cynthia zostali
rodzicami chrzestnymi ich pierworodnego syna. Oby dwoje wywiązywali
się w stu procentach z powierzonej im roli. Wiedział, że Kubacki
robi to trochę by zagłuszyć wyrzuty sumienia, że to on
przyprowadził Sylwię i poznał ją z Filipem. Myślał, że gdy
tylko zajmie się Mateuszem częściej niż normalny wujek to
wynagrodzi mu brak matki. Tak jednak nie było. Tylko Cynthia
momentami mogła zastąpić rodzicielkę, tyle że ze względu na
dzielącą ich odległość, było to dosyć niewykonalne.
Może wszystko od początku nie potoczyło się tak,
jak powinno? Nie, wcale nie żałował, że przez tą krótką chwilę
był w związku z Sylwią. W końcu gdyby nie to, nie miałby
najwspanialszego syna na świecie, który umorusany z lukru śmiał
się w niebo głosy. O ile na samym początku nie wyobrażał sobie
życia jako samotny ojciec, o tyle dzisiaj nie wyobrażał sobie tego
inaczej. Sprostał wątpliwej sytuacji, pomogli mu rodzice, pomogli
przyjaciele. Tylko czasem po prostu żałował, że matka tak
wspaniałego dziecka postanowiła zrezygnować z uczestnictwa w jego
życiu, a tym samym skazać bogu ducha winnego malucha na ciężar
niepełnej rodziny. I żadna pomoc, czy obecność jego rodziców,
Cynthii, Dawida nie mogła mu tego wynagrodzić.
Może powinien przed kilkoma laty poprowadzić swoje
życie w inną stronę? Zatrzymać brunetkę, która po prostu z nich
zrezygnowała i powiedzieć, że ją kocha. Że jest jego pierwszą
miłością i najlepszą przyjaciółką, a z takich relacji nie
rezygnuje się od tak? Mogli wypracować swoje wspólne spojrzenie na
przyszłość, a nie rezygnować, kiedy pojawiły się pierwsze
niezgodności. Może dzisiaj Cythia pokazywałaby, jak zrobić
świąteczne pierniki ich wspólnemu dziecku? Chyba byłaby dobrą
matką...
- Co tato na ten temat sądzi? - Dziewczyna podeszła
do niego i uśmiechnęła się szeroko pstrykając palcami delikatnie
przed jego nosem. - Albo o czym tato tak intensywnie myśli, co Mateusz?
- Pewnie myśli, co zjeść przed wyjściem na
stok... - starał się odgadnąć Mateusz, który nie odwrócił
wzroku od pieczących się ciastek w piekarniku przed którym klękał
i zaglądał do środka. - Możesz być testerem naszych ciasteczek,
tato! Zrobiłem specjalnie dla ciebie niebieską choinkę. Ładna
jest, spodoba ci się.
- Tato myśli o tym, że zrobiłaś z niego
anioła... I nie wie, jakim cudem to się stało. - Filip odwzajemnił
jej uśmiech i przeszedł do Mateusza by poczochrać jego włosy i
złożyć pocałunek na czole. - Idziesz ze mną na stok, czy
zostajesz z ciocią?
- Wiadomo, że zostaje. Ciebie mam na co dzień, a
ciocia jest rzadko kiedy...
Starszy z Zawistowskich pokręcił głową ze
śmiechem i podszedł do Cytnhii kładąc dłonie na jej ramionach.
- Zaczarował się tobą.
- Każdy to w końcu robi – przyznała bez cienia
skrępowania.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że miała
cholerną rację. Każdy facet oddałby za nią wszystko, nawet
jeżeli ona nie była tego w ogóle świadoma. Były czasy, że
traktował ją jak miłość swojego życia, chciał by im wyszło i
gdy się rozstali, choć nigdy nie powiedział tego głośno,
żałował, że do tego dopuścił. Bo Olczak była światełkiem w
jego życiu. Osobą, która rozumiała go bez słów, do której
dzwonił gdy Matiemu wychodził pierwszy ząbek, czy po raz pierwszy
powiedział do niego „tata”. To z nią dzielił wszystkie blaski
i cienie. Był też Dawid, który z własnego tchórzostwa nigdy nie
powiedział jej, że ją kocha i chciałby z nią być. A gdy w końcu
był tego bliski ona spakowała się wraz z rodziną i wyjechała, by
zamieszkać z dala od Zakopanego. I już nigdy nic nie było takie,
jak przedtem.
- Dobrze, że cię mamy – pocałował również i
jej czoło, po czym zniknął z kuchni, zmierzając na stok.
*
Nawet półuśmiech pomógłby spowolnić
czas,
Gdybym mógł nazwać cię w połowie moją,
Może to najbezpieczniejszy sposób by odejść
Gdybym mógł nazwać cię w połowie moją,
Może to najbezpieczniejszy sposób by odejść
*
Jedną z części rodzinnych zjazdów, które
irytowały Ewę do granic wytrzymałości, były ciągłe pytania o
to, kiedy na jej palcu pojawi się obrączka. Ewentualnie, kiedy w
końcu ciotki i babcie otrzymają zaproszenie na ślub. Każdy
dopytywał się o to dlaczego zwlekają i dlaczego jeszcze nie wzięli
się za planowanie i organizację najważniejszego dnia w ich życiu.
Przez kilka ostatnich spotkań ciągle odpowiadała, że nie maja na
to czasu, że to nie jest najlepszy moment w ich życiu. Jej kariera
nabiera tempa, w końcu zaczęła osiągać naprawdę wiele. Coraz
wyższe stanowiska, coraz więcej pieniędzy. Nie mogła pozwolić
przecież by teraz to wszystko poszło na marne, a ona zaczęła się
skupiać na domu i rodzinie. Nie została stworzona do roli kury
domowej, to zawsze interesowało Cynthię. Ona nie była Matką
Teresą, którą pomagała wszystkim wkoło i poświęcała na
rzecz, ogólnie przyjętego, dobra ludzkiego. Przesmycka chciała
osiągnąć w swoim życiu wiele. Chciała ciepłej i wygodnej posady
w banku, domu rodem z katalogu Ikei (a to przecież
kosztuje), podróży po świecie w luksusowym wydaniu. Już prawie
tam była, już prawie pukała do drzwi sukcesu, który wymarzyła
sobie wciąż będąc dzieckiem. Pozostało tak niewiele. Zakładając,
że będzie pracowała tak, jak przez ostatnie lata, za jakieś
osiemnaście miesięcy powinni jej zaproponować awans, a wtedy
wszystko inne się ziści. Może wtedy też skupi się w końcu na
Janku i ich wspólnej przyszłości?
Z resztą, Janek się nie uskarżał i najwyraźniej
nigdzie mu się nie spieszyło. Nie zawracał sobie głowy ich
ślubem, czy tym, co mówi rodzina. Nawet tym, że czas im leci i za
chwile będą świętować trzydzieste urodziny, a i kolejną
rocznicę zaręczyn. Odpowiadało mu życie, które wiedli, a gdy coś
działa, po co to zmieniać?
- Ewuś, Janek przyszedł!
Stała przed wielkim lustrem w pokoju w którym
spędziła większość swojego życia. Różowe ściany przypominały
jej, że kiedyś uwielbiała w nim przebywać. Udekorowane
dziesiątkami zdjęć, z których śmiała się do niej młodsza
wersja niej samej, Janka i wszystkich przyjaciół. Kiedyś byli ze
sobą zżyci, byli dla siebie zawsze, wspólnie przechodzili każdy
kolejny bój z życiem, ale i te błogie chwile. Obiecali sobie
wzajemnie, że to się nigdy nie zmieni.
Gdzie byli dzisiaj? Ona i Filip ledwo ze sobą
rozmawiali, a na Janka prawie nie zwracała uwagi. Cynthia i Dawid po
prostu się tolerowali, zapomnieli, że kiedyś łączyło ich
naprawdę wiele. Udawali, że nic nie wydarzyło się przed pięcioma
laty. Cynthia i Janek? Kiedy ostatni raz w ogóle usiedli ze sobą
przy jednym stole? Kiedy wymienili choć jedno zdanie, które nie
było kondolencjami przed kilkoma miesiącami? Janek i Dawid? Tylko
Filip potrafił ich wszystkich ze sobą zjednać i nakłonić do
wspólnych świąt, a ona sama robi to chyba tylko z szacunku do tych
młodszych wersji, które patrzą na nią uśmiechnięte z pięknych,
białych ramek porozwieszanych naprzeciw jej łóżka. Może na tym
polegało właśnie życie? Tak łatwe za młodu, komplikuje się z
każdym przeżytym rokiem. Zbierasz doświadczenie, gubisz po drodze
swoje marzenia, priorytety, rodzinę i przyjaciół. Idziesz sam, bo
ponoć tę najważniejszą drogę i tak masz do przejścia w
pojedynkę. Może i oni wzięli siebie za pewniak, a ponoć w życiu
nic pewnym nie jest?
Gdy schodzi na dół ubrana w czarną, rozkloszowaną
spódnicę, długości do łydek, i pasującą do niej białą
koszulę z żabotem, Janek siedzi na skraju kanapy i rozmawia
zawzięcie z jej ojcem o sytuacji politycznej w kraju, notowaniach na
giełdzie bądź na jeszcze inny temat, na który ona nie ma bladego
pojęcia. Przystała na chwilę i uśmiechnęła się szeroko,
patrząc na sielankowy obrazek. Jej przystojny narzeczony, w
odświętnej, białej koszuli i granatowej marynarce oraz jej tato,
człowiek, który wpoił jej, że marzenia są po to by je spełniać.
Osoby, które kochała najbardziej na świecie, dogadujące się w
każdej najmniejszej nawet kwestii. Jeżeli tak właśnie wyglądał
spokój i wiara, że istnieją na świecie rzeczy, których nic nie
zmąci, to Ewa mogła z czystym sumieniem przyznać, że ten stan
ducha właśnie osiągnęła. A i może te święta to właśnie
czas, by pojednać wszystkich przyjaciół i zacząć żyć, jak ich
młodsze wersje? Ze sobą, a nie obok siebie...
- Wyglądasz przecudownie, Kochanie – Janek składa
na jej ustach delikatny pocałunek.
*
So advertise my -
Advertise my secret
Advertise my secret
(…)
You back to him and then I'll go back to her
* * *
Szło jak po gruzie. Uwierzcie mi, że nic mi się
tak ciężko nie pisało w życiu jak ten rozdział. Z resztą
dwumiesięczny przestój sam mówi za siebie. Jeżeli to opowiadanie
nie ma sensu, dajcie znać, bo o ile ta historia jest piękna w mojej
głowie, o tyle brak mi talentu by ją wam zaprezentować w ten sam
piękny sposób.
Czy mam coś na swoje usprawiedliwienie? Dużo
pracy, dużo treningów...
To jedyne czym mogę się usprawiedliwiać.
Wybaczcie. U was też w końcu wszystko nadrobię...
Maturzystom (fame? Selene? To chyba Wy?) życzę
połamania pióra! <3 Będę sercem z Wami w tym okropnym czasie!