tag:blogger.com,1999:blog-7278931068215824182024-02-24T03:05:32.908+01:00These people raised me and I can't wait to go home.yummyhttp://www.blogger.com/profile/12527822286177098922noreply@blogger.comBlogger4125tag:blogger.com,1999:blog-727893106821582418.post-5205437823699313852017-04-23T17:58:00.000+02:002017-04-23T17:58:15.305+02:003. Może to najbezpieczniejszy sposób by odejść?<div align="CENTER">
<i>Więc jeśli stanąłbym na wprost pędzącego
samochodu, </i>
</div>
<div align="CENTER">
<i>powiedziałabyś mi kim jesteś?<br />Co lubisz?<br />O
czym myślisz, jeśli dobrze bym zrozumiał? </i>
</div>
<div align="CENTER">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=w5h4yJ-BpL4" target="_blank"><span style="font-size: xx-small;">(Walking On Cars – Speeding Cars)</span></a></div>
<div align="JUSTIFY">
<br />
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
*</div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
<br />
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
Biała filiżanka z parującą, mocną, czarną kawą
w środku, stała przed nim i absorbowała całą uwagę. Prawe
kolano podskakiwało w powolnym rytmie świątecznej piosenki,
sączącej się z głośników w kawiarni <i>Europejska</i>, w której
serwowano wspaniałe desery, na które mógł dzisiaj tylko
popatrzeć. Zegar niedawno wybił dziewiąta godzinę, a on wrócił
z porannej przebieżki, za którą dostałoby mu się na pewno od
trenera - przecież miał regenerować siły przed nadchodzącym
konkursem. <span lang="en-US">Nie dbał o to. Jogging od zawsze był
dla niego ucieczką od problemów, od nadmiernego myślenia. Gdy
biegał, skupiał się jedynie na wyznaczonym celu, mecie, która
majaczyła z oddali. Pilnował tempa, jak i kontrolował tętno.
Starał się oddychać równomiernie z każdym stawianym krokiem, z
każdym pokonywanym kilometrem. Przebiegał dziesięć kilometrów
mniej niż w godzinę, nawet gdy siarczysty mróz gryzł w policzki.
Pewnie gdyby nie był skoczkiem narciarskim, zakochałby sie w
bieganiu. Może trafiłby do Spały i tam, pod okiem najlepszych,
zdobywał kolejne medale i bił rekordy? Reprezentował Polskę na
olimpiadach w lekkoatletyce?</span></div>
<div align="JUSTIFY">
<span lang="en-US">Nie spał całą noc, bijąc sie
z myślami. Co powinien zrobić? Czuł sie jakby trochę między
młotem a kowadłem. </span>Rozsądek podpowiadał, że to nie jego
życie i nie powinien się mieszać w nie swoje sprawy. Męska
solidarność nakazywała mu trzymanie języka za zębami, bo jak to
tak wyrywać się przed szereg? Z drugiej strony, jeżeli istnieje
jakaś hierarchia, w której miałby uplasować swoich przyjaciół,
Ewa jest o wiele wyżej niż Janek. Nie miał z kim porozmawiać,
kogo się poradzić. Cynthia to Cynthia, jej nie zwierzał się już
od lat. Filip miał na głowie przygotowania do świątecznej kolacji
w pensjonacie, jak i niesfornego Mateusza, który plątał się
wszystkimi pod nogami szukając kogoś, kto się z nim pobawi. Ewa?
Ewka była aktualnie ostatnią osobą, z która w ogóle chciał
rozmawiać. Bo jak miał spojrzeć jej w oczy, kiedy znał tak bardzo
palącą jego język prawdę. Prawdę, która miała złamać jej
serce i postawić pod znakiem zapytania całe dotychczasowe życie i
plany na przyszłość.
</div>
<div align="JUSTIFY">
Padło więc na Janka, że to z nim porozmawia i
albo przemówi mu do rozsądku, albo z tego własnego, nakaże mu
dokonać wyboru. Nie można, przecież, zjeść ciastka i mieć
ciastko. To nie było zgodne z wartościami, które wyznawał Dawid
Kubacki. Jeżeli wybierzesz spędzenie życia z jedną kobietą, to
albo jesteś z nią na sto procent, albo po prostu kończysz związek
i idziesz dalej, nie raniąc nikogo swoimi niepewnościami.
</div>
<div align="JUSTIFY">
Dlatego rozstał się z Roksaną. Poznali się
zeszłej wiosny. Była turystką z Krakowa, która uwielbiała
przesiadywać nad Morskim Okiem. On też uwielbiał. Kiedy zobaczył
ją tam piaty dzień z rzędu stwierdził, że zagai i pozna kogoś
nowego. Podszedł, lekko się stresując zerknął na okładkę
książki, którą dziewczyna czytała i, gdy zobaczył, że jest to
Pan Tadeusz, zdziwił się i zapytał, co ją pchnęło do takiego
czynu.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Nikt nie przepada za dziełami wieszczy, bo są
nudne i są lekturami w szkole. A ja je lubię, może właśnie tylko
dlatego, by być na przekór wszystkim? - I byli na przekór.
Najbardziej sobie.</div>
<div align="JUSTIFY">
Od początku coś nie pasowało. Przez wiosnę były
to drobnostki, w lecie zrobiły się to sprawy trochę większe, by
na jesieni rozpętało się już raczej piekło. Roksana chciała
mieć dla siebie cały wolny czas Dawida, który on wolał poświęcać
po równi jej, jak i rodzinie, czy Filipowi z Mateuszem. Więc Dawid
postawił sprawę jasno i pożegnał dziewczynę nikomu nawet nie
wspominając, że ją w ogóle miał. Krótki epizod, tyle. Ale o to
właśnie w tym wszystkim chodziło. By być w zgodzie ze sobą,
własnymi przekonaniami, jak i z osobą, z która się jest. Być
szczerym i brać odpowiedzialność za swoje czyny.</div>
<div align="JUSTIFY">
Najwyraźniej Janek o tym zapomniał. Na szczęście
w głowie zostało mu by przyjść na umówione śniadanie z dawnym
przyjacielem. Wszedł otrzepując śnieg z drogich butów i zamachał
w stronę skoczka ściągając czarny płaszcz i szalik w kolorze
zgniłego zielonego, wieszając je na wieszaku, który stał tuż przy
wejściu.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Dzień dobry! Zawistowscy nie podają już śniadań
dla osób spoza gości?</div>
<div align="JUSTIFY">
- Podają, podają. Ale... - zawahał się przez
chwilę. - Pamiętałem, że uwielbiasz szarlotkę, która tutaj
serwują. To się chyba raczej nie zmieniło?
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Nigdy w życiu – gdy kelnerka przyszła by
zebrać zamówienie, Janek poprosił o espresso i podwójny kawałek
wspomnianego ciasta, po czym szybko wrócił do swojego przyjaciela.
- Naprawdę nie widzieliśmy się taki szmat czasu?
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Najwyraźniej, pół roku.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Dużo się zmieniło? Jak sezon?</div>
<div align="JUSTIFY">
Dawid nie chciał wdawać się w pogawędki o wodzie
i pogodzie. Generalnie ani to ochoty, ani czasu nie miał, by akurat
w poranek w dniu przed wigilijnej biesiady, popijać w najlepsze kawę
i wymieniać najświeższe ploteczki z przyjacielem co do którego
aktualnie miał ambiwalentny stosunek. Poczekał by blondynka, która
kilka minut wcześniej zbierała od nich zamówienie, podała im dwie
filiżanki i kawałek szarlotki Jankowi, westchnął w głębi ducha
i robiąc łyk kawy zebrał się w sobie i w końcu powiedział:</div>
<div align="JUSTIFY">
- Widziałem... - Kwiatkowski nie przeczuwał, co za
chwile padnie z ust Kubackiego, nabrał na widelczyk kawałek
słodkości i wsadził go do ust. - … wczoraj na lotnisku. - I tu
już nie przeżuwało się ciasta tak przyjemnie.</div>
<div align="JUSTIFY">
- Co takiego?</div>
<div align="JUSTIFY">
- Nie udawaj głupiego. Ciebie, Kwiatek, z ta
blondynką... Co to ma być? Prezent świąteczny dla Ewy?</div>
<div align="JUSTIFY">
- To się da wytłumaczyć.</div>
<div align="JUSTIFY">
- No nie wątpię. Radziłbym zacząć.</div>
<div align="JUSTIFY">
Mierzyli się wzrokiem, jednak nim którykolwiek coś
powiedział musiała minąć chwila. Janek wydawał się zrozumieć,
że sytuacja stała się tą bez wyjścia, kiedy albo przekonasz do
swoich racji, albo będziesz musiał się poddać i przystać na
warunki siedzącego naprzeciw przyjaciela.</div>
<div align="JUSTIFY">
- Ewa mnie do siebie dystansuje...</div>
<div align="JUSTIFY">
- To chyba nie jest twoje wytłumaczenie?</div>
<div align="JUSTIFY">
- Dasz mi skończyć? - Dawid przytaknął głową i
czekał na dalszy rozwój. - Ewa mnie do siebie dystansuje. Temat
ślubu zniknął w ogóle z tapety i gdy pytam, ona nie odpowiada.
Ciągle tłumaczy się pracą, ciągle siedzi tam po godzinach. Nie
rozmawia ze mną już jak z przyjacielem, a raczej jak z takim
typowym mężem z kabaretów: <i>te, Janek, weźże ino te śmieci
wyciep i kostkę gołdy kup, bo brakło</i>. Próbowałem z nią o
tym rozmawiać, ale ona problemu nie widzi.</div>
<div align="JUSTIFY">
- Może dlatego, że jesteście ze sobą już szmat
czasu i wierzy, że będziesz przy niej zawsze? Na dobre i na złe?</div>
<div align="JUSTIFY">
- Ale my nie jesteśmy lekarzami z Zielonej Góry,
kurwa, Kubacki. Związałem się z nią, bo potrafiliśmy rozmawiać.
Bo byłem święcie przekonany, że jak kocham, z wzajemnością,
moją przyjaciółkę to nic złego nie jest w stanie nam się stać.
Dogadamy się we wszystkimi. A nagle jej nie ma. Jest tylko jakiś
pracoholik, który pałęta się po domu wieczorami z telefonem przy
uchu...</div>
<div align="JUSTIFY">
- Okej, rozumiem, że dorosłość was lekko
zaskoczyła. Tylko dla mnie to nie jest wytłumaczenie, które w
jakiś sposób usprawiedliwia cię z tego, że masz romans,
człowieku.</div>
<div align="JUSTIFY">
- Iwona jest taka, jaką była Ewka kiedy
zaczynaliśmy nasz związek. Słucha, by słuchać, a nie tylko
bezmyślnie odpowiadać, albo – co gorsza – przytakiwać głową.
Iwona mnie rozumie i nie chce nic ode mnie...</div>
<div align="JUSTIFY">
- A czego ty chcesz od Ewki? Czego chcesz od tej
Iwony?</div>
<div align="JUSTIFY">
- Nie wiem...</div>
<div align="JUSTIFY">
Kubacki łapie do ręki telefon, który rozdzwania
się w tym samym momencie, kiedy Janek mówi o swoich wątpliwościach.
To Cynthia, on jednak ignoruje przychodzące połączenie i wstaje od
stołu z impetem odsuwając krzesło. Urządzenie chowa do kieszeni
spodni, a z drugiej wyciąga pomięty banknot dwudziestu złotowy i
rzuca nim na stół.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- To się dowiedz czym prędzej, czego chcesz. Nie
będę jej okłamywał. Dla mnie przyjaźń coś jeszcze znaczy.</div>
<div align="JUSTIFY">
- Właśnie widzę – prycha poirytowany Janek,
który dostrzegł imię ich wspólnej przyjaciółki na wyświetlaczu
iPhona.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Między nami jest taka różnica, że ja Cynthii
nigdy na palec pierścionka nie włożyłem.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- No nie – Janek opiera się wygodniej na krześle
i patrzy z uśmiechem na przyjaciela. - Bo zrobił to już ktoś
inny...</div>
<div align="JUSTIFY">
Prawdopodobnie w tej chwili Kubacki nie zrozumiał
sensu słów przyjaciela, który – w jego mniemaniu – po prostu
nie chciał zauważyć, że krzywdzi swoją własną narzeczoną.
Uważał, że jego defensywa zakładała uderzenie w czuły punkt
Dawida. Owszem, Cythia kiedyś nim była, ale zmieniło się wiele i
postanowił, że nie może być niczym młody Werter cierpiący z
miłości, która od Tatr wolała Alpy.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Masz czas do sylwestra, Stary, na podjęcie
decyzji. W Nowy Rok powiem jej o wszystkim jeżeli nie zdecydujesz
się na którąś z nich... - I wyszedł. Więcej nie miał nic do
powiedzenia.</div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
*</div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
<i>I te sekrety są wszystkim co dotąd mamy.<br />Demony
w ciemności, kłamać znów,<br />grając w udawanie jakby nigdy nie
miało się skończyć.<br />W ten sposób nikt nie musi wiedzieć...</i></div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
*</div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
- Teraz weź czekoladę i tarkę, i zacznij trzeć
ją delikatnie na dużych oczkach. Tylko błagam cię, Mati, uważaj
na palce. Nawet ja potrafię nieźle czasami zedrzeć skórę... -
chłopczyk z uwagą patrzył na Cynthię, która trzymała w dłoniach
tabliczkę gorzkiej czekolady i instruowała swojego chrześniaka,
jak i co ma robić.</div>
<div align="JUSTIFY">
Mateusz miał to do siebie, że kiedy w jego
otoczeniu pojawiała się Cynthia, wszystko przestawało istnieć.
Nie interesowały go gry, zabawki, rówieśnicy z którymi mógł
psocić, czy nawet Filip. Do szczęścia wystarczała mu jedynie
matka chrzestna i – co dziewczyna przyjęła niezbyt zadowolona –
Pieseł, który na przekór wszystkim spał zeszłej nocy z nią i
Matim w jednym pokoju. Chłopiec uparł się, że przez najbliższe
dwa tygodnie będzie dotrzymywał jej cały czas towarzystwa, bo nie
wiadomo, kiedy tato znowu go zawiezie do cioci. Nie odpuścił, gdy
wyciągnęła go do pobliskiego supermarketu na zakupy, gdzie
dołączyła do nich jego babcia. Nie odpuścił, gdy cierpliwie
obierała ziemniaki, bowiem każda pomoc w kuchni była wskazana. Tym
bardziej nie dał się przekonać, że Pieseł potrzebuje spaceru,
gdy Olczak zabrała się za pieczenie świątecznych ciast, na ich
prawdziwą Wigilię, którą mieli spędzić w gronie rodziny
Zawistowskich. Stał teraz obok niej w restauracyjnej kuchni i
uważnie tarł czekoladę, którą mieli posypać świąteczne
pierniki znajdujące się w piekarniku.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- A mogę zrobić choinkę? - zapytał Młody, kiedy
Cynthia rozwałkowała kolejny kawałek ciasta i podała mu foremki
do odbicia.</div>
<div align="JUSTIFY">
- Zrób tyle choinek, ile chcesz. Możemy jeść
same choinki, mi to nie przeszkadza.</div>
<div align="JUSTIFY">
- To wszystko będzie zielone od lukru... Możemy
zrobić niebieską choinkę?</div>
<div align="JUSTIFY">
- Nawet różową – pomysł ten jednak nie
spodobał się pięciolatkowi, który przechodził właśnie okres
niezbyt wielkiego przepadania za koleżankami w przedszkolu oraz
różowymi rzeczami, które nosiły dumnie ze sobą,
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Różowy sobie odpuśćmy, ciociu. - zerknął w
stronę tubki z lukrem w nielubianym przez siebie kolorem. - On nie
pasuje do świąt ani trochę...
</div>
<div align="JUSTIFY">
Filip przyglądał się im od kilku minut. Ulokował
się w szczelinie między szafką a lodówką i oparłszy się o tą
drugą z założonymi rękoma podziwiał, jak jego przyjaciółka
potrafi zaczarować Mateusza, który przez większość dnia jest nie
do ogarnięcia. Jak każde dziecko, tak i on, uwielbia się bawić,
plątać pod nogami, przebiegać z kuchni do restauracji, recepcji
czy biegać po prostu po podwórku. Własny ojciec nie potrafił za
nim nadążyć, a co dopiero dziadkowie, czy ktoś z obsługi hotelu,
gdy akurat Filip był na stoku z grupą czy pomagał przy prowadzeniu
pensjonatu. Tylko ona jedna jedyna czarowała go swoim głosem i bez
większego wysiłku potrafiła czymś zająć, nawet jeżeli było to
pieczenie świątecznych ciasteczek.</div>
<div align="JUSTIFY">
Na pewno dokonał dobrego wyboru przed ponad
pięcioma laty, gdy namówił Sylwię by to Dawid i Cynthia zostali
rodzicami chrzestnymi ich pierworodnego syna. Oby dwoje wywiązywali
się w stu procentach z powierzonej im roli. Wiedział, że Kubacki
robi to trochę by zagłuszyć wyrzuty sumienia, że to on
przyprowadził Sylwię i poznał ją z Filipem. Myślał, że gdy
tylko zajmie się Mateuszem częściej niż normalny wujek to
wynagrodzi mu brak matki. Tak jednak nie było. Tylko Cynthia
momentami mogła zastąpić rodzicielkę, tyle że ze względu na
dzielącą ich odległość, było to dosyć niewykonalne.
</div>
<div align="JUSTIFY">
Może wszystko od początku nie potoczyło się tak,
jak powinno? Nie, wcale nie żałował, że przez tą krótką chwilę
był w związku z Sylwią. W końcu gdyby nie to, nie miałby
najwspanialszego syna na świecie, który umorusany z lukru śmiał
się w niebo głosy. O ile na samym początku nie wyobrażał sobie
życia jako samotny ojciec, o tyle dzisiaj nie wyobrażał sobie tego
inaczej. Sprostał wątpliwej sytuacji, pomogli mu rodzice, pomogli
przyjaciele. Tylko czasem po prostu żałował, że matka tak
wspaniałego dziecka postanowiła zrezygnować z uczestnictwa w jego
życiu, a tym samym skazać bogu ducha winnego malucha na ciężar
niepełnej rodziny. I żadna pomoc, czy obecność jego rodziców,
Cynthii, Dawida nie mogła mu tego wynagrodzić.
</div>
<div align="JUSTIFY">
Może powinien przed kilkoma laty poprowadzić swoje
życie w inną stronę? Zatrzymać brunetkę, która po prostu z nich
zrezygnowała i powiedzieć, że ją kocha. Że jest jego pierwszą
miłością i najlepszą przyjaciółką, a z takich relacji nie
rezygnuje się od tak? Mogli wypracować swoje wspólne spojrzenie na
przyszłość, a nie rezygnować, kiedy pojawiły się pierwsze
niezgodności. Może dzisiaj Cythia pokazywałaby, jak zrobić
świąteczne pierniki ich wspólnemu dziecku? Chyba byłaby dobrą
matką...</div>
<div align="JUSTIFY">
- Co tato na ten temat sądzi? - Dziewczyna podeszła
do niego i uśmiechnęła się szeroko pstrykając palcami delikatnie
przed jego nosem. - Albo o czym tato tak intensywnie myśli, co Mateusz?</div>
<div align="JUSTIFY">
- Pewnie myśli, co zjeść przed wyjściem na
stok... - starał się odgadnąć Mateusz, który nie odwrócił
wzroku od pieczących się ciastek w piekarniku przed którym klękał
i zaglądał do środka. - Możesz być testerem naszych ciasteczek,
tato! Zrobiłem specjalnie dla ciebie niebieską choinkę. Ładna
jest, spodoba ci się.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Tato myśli o tym, że zrobiłaś z niego
anioła... I nie wie, jakim cudem to się stało. - Filip odwzajemnił
jej uśmiech i przeszedł do Mateusza by poczochrać jego włosy i
złożyć pocałunek na czole. - Idziesz ze mną na stok, czy
zostajesz z ciocią?</div>
<div align="JUSTIFY">
- Wiadomo, że zostaje. Ciebie mam na co dzień, a
ciocia jest rzadko kiedy...
</div>
<div align="JUSTIFY">
Starszy z Zawistowskich pokręcił głową ze
śmiechem i podszedł do Cytnhii kładąc dłonie na jej ramionach.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Zaczarował się tobą.</div>
<div align="JUSTIFY">
- Każdy to w końcu robi – przyznała bez cienia
skrępowania.</div>
<div align="JUSTIFY">
Najlepsze w tym wszystkim było to, że miała
cholerną rację. Każdy facet oddałby za nią wszystko, nawet
jeżeli ona nie była tego w ogóle świadoma. Były czasy, że
traktował ją jak miłość swojego życia, chciał by im wyszło i
gdy się rozstali, choć nigdy nie powiedział tego głośno,
żałował, że do tego dopuścił. Bo Olczak była światełkiem w
jego życiu. Osobą, która rozumiała go bez słów, do której
dzwonił gdy Matiemu wychodził pierwszy ząbek, czy po raz pierwszy
powiedział do niego „tata”. To z nią dzielił wszystkie blaski
i cienie. Był też Dawid, który z własnego tchórzostwa nigdy nie
powiedział jej, że ją kocha i chciałby z nią być. A gdy w końcu
był tego bliski ona spakowała się wraz z rodziną i wyjechała, by
zamieszkać z dala od Zakopanego. I już nigdy nic nie było takie,
jak przedtem.
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Dobrze, że cię mamy – pocałował również i
jej czoło, po czym zniknął z kuchni, zmierzając na stok.</div>
<div align="JUSTIFY">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
*</div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
<i>Nawet półuśmiech pomógłby spowolnić
czas,<br />Gdybym mógł nazwać cię w połowie moją,<br />Może to
najbezpieczniejszy sposób by odejść</i><br />
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
*</div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
<br />
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
Jedną z części rodzinnych zjazdów, które
irytowały Ewę do granic wytrzymałości, były ciągłe pytania o
to, kiedy na jej palcu pojawi się obrączka. Ewentualnie, kiedy w
końcu ciotki i babcie otrzymają zaproszenie na ślub. Każdy
dopytywał się o to dlaczego zwlekają i dlaczego jeszcze nie wzięli
się za planowanie i organizację najważniejszego dnia w ich życiu.
Przez kilka ostatnich spotkań ciągle odpowiadała, że nie maja na
to czasu, że to nie jest najlepszy moment w ich życiu. Jej kariera
nabiera tempa, w końcu zaczęła osiągać naprawdę wiele. Coraz
wyższe stanowiska, coraz więcej pieniędzy. Nie mogła pozwolić
przecież by teraz to wszystko poszło na marne, a ona zaczęła się
skupiać na domu i rodzinie. Nie została stworzona do roli kury
domowej, to zawsze interesowało Cynthię. Ona nie była Matką
Teresą, którą pomagała wszystkim wkoło i poświęcała na
rzecz, ogólnie przyjętego, dobra ludzkiego. Przesmycka chciała
osiągnąć w swoim życiu wiele. Chciała ciepłej i wygodnej posady
w banku, domu rodem z katalogu Ikei (a to przecież
kosztuje), podróży po świecie w luksusowym wydaniu. Już prawie
tam była, już prawie pukała do drzwi sukcesu, który wymarzyła
sobie wciąż będąc dzieckiem. Pozostało tak niewiele. Zakładając,
że będzie pracowała tak, jak przez ostatnie lata, za jakieś
osiemnaście miesięcy powinni jej zaproponować awans, a wtedy
wszystko inne się ziści. Może wtedy też skupi się w końcu na
Janku i ich wspólnej przyszłości?</div>
<div align="JUSTIFY">
Z resztą, Janek się nie uskarżał i najwyraźniej
nigdzie mu się nie spieszyło. Nie zawracał sobie głowy ich
ślubem, czy tym, co mówi rodzina. Nawet tym, że czas im leci i za
chwile będą świętować trzydzieste urodziny, a i kolejną
rocznicę zaręczyn. Odpowiadało mu życie, które wiedli, a gdy coś
działa, po co to zmieniać?
</div>
<div align="JUSTIFY">
- Ewuś, Janek przyszedł!</div>
<div align="JUSTIFY">
Stała przed wielkim lustrem w pokoju w którym
spędziła większość swojego życia. Różowe ściany przypominały
jej, że kiedyś uwielbiała w nim przebywać. Udekorowane
dziesiątkami zdjęć, z których śmiała się do niej młodsza
wersja niej samej, Janka i wszystkich przyjaciół. Kiedyś byli ze
sobą zżyci, byli dla siebie zawsze, wspólnie przechodzili każdy
kolejny bój z życiem, ale i te błogie chwile. Obiecali sobie
wzajemnie, że to się nigdy nie zmieni.
</div>
<div align="JUSTIFY">
Gdzie byli dzisiaj? Ona i Filip ledwo ze sobą
rozmawiali, a na Janka prawie nie zwracała uwagi. Cynthia i Dawid po
prostu się tolerowali, zapomnieli, że kiedyś łączyło ich
naprawdę wiele. Udawali, że nic nie wydarzyło się przed pięcioma
laty. Cynthia i Janek? Kiedy ostatni raz w ogóle usiedli ze sobą
przy jednym stole? Kiedy wymienili choć jedno zdanie, które nie
było kondolencjami przed kilkoma miesiącami? Janek i Dawid? Tylko
Filip potrafił ich wszystkich ze sobą zjednać i nakłonić do
wspólnych świąt, a ona sama robi to chyba tylko z szacunku do tych
młodszych wersji, które patrzą na nią uśmiechnięte z pięknych,
białych ramek porozwieszanych naprzeciw jej łóżka. Może na tym
polegało właśnie życie? Tak łatwe za młodu, komplikuje się z
każdym przeżytym rokiem. Zbierasz doświadczenie, gubisz po drodze
swoje marzenia, priorytety, rodzinę i przyjaciół. Idziesz sam, bo
ponoć tę najważniejszą drogę i tak masz do przejścia w
pojedynkę. Może i oni wzięli siebie za pewniak, a ponoć w życiu
nic pewnym nie jest?</div>
<div align="JUSTIFY">
Gdy schodzi na dół ubrana w czarną, rozkloszowaną
spódnicę, długości do łydek, i pasującą do niej białą
koszulę z żabotem, Janek siedzi na skraju kanapy i rozmawia
zawzięcie z jej ojcem o sytuacji politycznej w kraju, notowaniach na
giełdzie bądź na jeszcze inny temat, na który ona nie ma bladego
pojęcia. Przystała na chwilę i uśmiechnęła się szeroko,
patrząc na sielankowy obrazek. Jej przystojny narzeczony, w
odświętnej, białej koszuli i granatowej marynarce oraz jej tato,
człowiek, który wpoił jej, że marzenia są po to by je spełniać.
Osoby, które kochała najbardziej na świecie, dogadujące się w
każdej najmniejszej nawet kwestii. Jeżeli tak właśnie wyglądał
spokój i wiara, że istnieją na świecie rzeczy, których nic nie
zmąci, to Ewa mogła z czystym sumieniem przyznać, że ten stan
ducha właśnie osiągnęła. A i może te święta to właśnie
czas, by pojednać wszystkich przyjaciół i zacząć żyć, jak ich
młodsze wersje? Ze sobą, a nie obok siebie...</div>
<div align="JUSTIFY">
- Wyglądasz przecudownie, Kochanie – Janek składa
na jej ustach delikatny pocałunek.</div>
<div align="JUSTIFY">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
*</div>
<div align="CENTER">
<i>So advertise my -<br />Advertise my secret </i>
</div>
<div align="CENTER">
<i>(…)</i></div>
<div align="CENTER">
<i>You back to him and then I'll go back to her </i>
</div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
* * *<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://68.media.tumblr.com/b4d8616472cbad947f7c6f1497f96ae6/tumblr_n2tpqgEmBX1su6ajeo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="224" src="https://68.media.tumblr.com/b4d8616472cbad947f7c6f1497f96ae6/tumblr_n2tpqgEmBX1su6ajeo1_500.gif" width="400" /></a></div>
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER">
* * *
</div>
<div align="JUSTIFY">
<br />
<br /></div>
<div align="JUSTIFY">
Szło jak po gruzie. Uwierzcie mi, że nic mi się
tak ciężko nie pisało w życiu jak ten rozdział. Z resztą
dwumiesięczny przestój sam mówi za siebie. Jeżeli to opowiadanie
nie ma sensu, dajcie znać, bo o ile ta historia jest piękna w mojej
głowie, o tyle brak mi talentu by ją wam zaprezentować w ten sam
piękny sposób.
</div>
<div align="JUSTIFY">
Czy mam coś na swoje usprawiedliwienie? Dużo
pracy, dużo treningów...</div>
<div align="JUSTIFY">
To jedyne czym mogę się usprawiedliwiać.
Wybaczcie. U was też w końcu wszystko nadrobię...
</div>
<div align="JUSTIFY">
Maturzystom (fame? Selene? To chyba Wy?) życzę
połamania pióra! <3 Będę sercem z Wami w tym okropnym czasie!<br />
</div>
yummyhttp://www.blogger.com/profile/12527822286177098922noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-727893106821582418.post-59113535713139802252017-02-19T00:50:00.000+01:002017-02-19T00:50:47.836+01:002. Śledź mnie kiedy na zewnątrz jest ciemno, będę twoją latarnią.<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Patrzę wstecz kiedy
byliśmy młodzi...<br />(…)</i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Doszliśmy do tej
pory,<br />nie możemy cofnąć się teraz.<br />Pozwól mi przejść tą
drogą.</i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: xx-small; font-weight: normal;">(</span><span style="font-size: xx-small;"><a href="https://www.youtube.com/watch?v=d5yyQ8M6hiQ" target="_blank"><b><span style="font-weight: normal;">Hearts& Colors - Lighthouse</span></b></a><span style="font-weight: normal;">)</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
*</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Czy chciałby się
Pan czegoś napić?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie, dziękuję.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Stewardessa odchodzi z
uśmiechem do kolejnej osoby, które siedzi tuż przed nim, jeszcze
przez chwilę wpatruje się w nienagannie ubraną i upiększoną
kobietę, po czym z powrotem wraca do lektury książki, którą
zaczął w drodze do Moskwy. Lot numer SU3643 rosyjskich linii
lotniczych Aerofłot z Sheremetyevo do Krakowa, z międzylądowaniem
w Warszawie, zbliżał się już ku końcowi. Kilka chwil po odejściu
polskiej stewardessy, z głośników dobiegł komunikat w języku
angielskim informujący, że pasażerowie są proszeni o powrót na
swoje miejsca, zapięcie pasów i przygotowanie się do lądowania.
Obsługa samolotu sprawdziła raz jeszcze czy wszyscy pasażerowie
podporządkowali się do zaleceń, po czym sami zniknęli na swoich
miejscach.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Mężczyzna delikatnie
szturchnął blondynkę, której głowa znajdowała się na ramieniu,
wybudzając ją tym samym ze snu, w który zapadła zaraz po
wystartowaniu samolotu na warszawskim Okęciu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; page-break-before: auto; text-align: justify;">
-
Zapnij pasy, za chwilę lądujemy – zamknął stolik, na którym
leżało najnowsze wydania jakiegoś pisma o modzie, zwijając je w
rulon i kładąc do torebki dziewczyny, którą trzymała na
kolanach. Uśmiechnął się, gdy dziewczyna musnęła jego policzek
swoimi malinowymi ustami. - Jak się spało?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Za krótko. Po tak
szalonym weekendzie, będę musiała odsypiać przynajmniej dwa
dni...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spokojnie, dasz
radę. Są przecież święta.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
Światła lekko
przygasły a on poczuł jak samolot powoli schodzi do lądowania.
Blondynka ułożyła delikatnie swoją dłoń na jego, po czym
ścisnęła ją mocniej. Zawsze bała się gdy samolot schodził na
pas, bądź wzbijał się w powietrze. Powinna się już do tego
przyzwyczaić, podróżowali samolotami kilka razy w miesiącu,
często latając na relacji Moskwa-Poznań. Tym razem jednak każde z
nich udawało się na święta w rodzinne strony. Ona do Mszany
Dolnej, on do Zakopanego.</div>
Poznali się, gdy Iwona, owa blondynka,
skończyła studia pedagogiczne i zaczęła szukać pracy, której
jak się okazało w zawodzie nie znajdzie. Janek w tym samym momencie
odprawiał swoją asystentkę z kwitkiem, bo większość czasu
spędzała na filtrowaniu z klientami, niż na zanotowywaniu kolejnych
sesji fotograficznych, które miał przeprowadzić. Przypadek
sprawił, że trafili na siebie i zaczęli dogadywać się jak łyse
konie już od pierwszych chwil. Tematom nie było końca, ona chciała znaleźć dobrze płatną pracę, a on skupioną na pracy
asystentkę. Zaczęła dzień później po ich pierwszej wspólnej
rozmowie. Z początku nikt nie
przewidywał, że ze zwykłej relacji szef-podwładna, może zrodzić
się coś więcej. Spędzali ze sobą dość dużo czasu podróżując
po europie, jak i w dalszych kierunkach. Rozmawiali, poznawali się i w
pewnym momencie po prostu przeszli na inny, niezdefiniowany jeszcze,
rodzaj znajomości. Możliwe, że Janek po prostu się trochę
pogubił i próbował odnaleźć coś, co kiedyś było mu bardzo
dobrze znane. Związek z najlepszym przyjacielem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Przecież tak zaczęła
się jego historia z Ewą. To oni poznali się jako pierwsi, jeszcze
w przedszkolu, gdy szafki z ich imionami stały obok siebie, a
rodzice urządzali wspólne grille i wakacje. To było tak bardzo
naturalne, że spędzali razem każdą wolną chwilę wpierw
stawiając babki z piasku, a później ucząc się razem matematyki.
Z czasem poznali całą resztę, ale najbliżsi pozostali sobie i
dopiero po dziesięciu latach zorientowali się, że znaczą dla
siebie trochę więcej aniżeli tylko zwykli przyjaciele. Zakochani po uszy,
planujący wspólną przyszłość. Studia w Poznaniu, wspólne
mieszkanie, spełnianie marzeń o podróżach i poznawaniu świata.
Tylko coś poszło nie tak. Gdy planował oświadczyny na
najaromatyczniejszej wyspie świata, Bali, był pewny, że to ta
jedyna, przy boku której chce się zestarzeć. Chce zorganizować z
nią wystawny ślub z weselem, kupić wspólny dom, najlepiej w
Poznaniu, bo to tutaj rozwiną swoje skrzydła, a nie w ich rodzinnym
Zakopanem. Chciał mieć z nią gromadkę dzieci i kilka psów, bo
one zaraz po Ewie, były jego kolejną miłością.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Tylko Ewa, która
przyjęła jego oświadczyny, z czasem zaczęła się od niego
oddalać. Spędzała coraz więcej czasu w pracy, nie wracała o
normalnych porach, o których mogliby jeszcze razem usiąść,
zamówić pizzę, otworzyć butelkę piwa i obejrzeć jeden z filmów,
które mieli na liście do obejrzenia. Rozmawiali czasami przy
śniadaniu, o ile jego narzeczona nie wychodziła szybciej, bo
przecież miała cały oddział bank na głowie. Tracili siebie, wspólne
tematy do rozmów i związek, choć o tym głośno nikt nie
mówił. By zapomnieć o porażkach w życiu osobistym, zrobił to
samo co ona, oddał się pracy. Zaryzykował i za pożyczone od
rodziców pieniądze, rozkręcił własne studio fotograficzne.
Zaczynając od wesel, przeszedł w poważne zlecenia dla lokalnej
gazety, a później, dzięki współpracy z kilkoma bloggerkami z
Poznania, znalazł się wśród najlepszych fotografów młodego
pokolenia Polski. Właśnie wtedy poznał Iwonę. Dwa lata temu,
sprawiając, że życie w kłamstwie to czasem najlepsze wyjście z
sytuacji.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Iwonie odpowiadał ich
„układ”. Byli przyjaciółmi, rozmawiali o wszystkim, nawet o
problemie z Ewą, a że w międzyczasie również ze sobą sypiali?
Dla niej to nie było nic szczególnego, chociaż nie była w żadnym
stałym związku, nie wiązała też przyszłości z Jankiem. Po
prostu dobrze było im w swoim towarzystwie. Ewa nie podejrzewała
niczego. Nie dopytywała o Iwonę, nie snuła podejrzeń. Według
niej wszystko było w najlepszym porządku i pewnie dlatego zbywała
Janka za każdym razem, kiedy ten chciał porozmawiać o ich wspólnym
życiu, o sytuacji, która niewątpliwie nie działa na ich korzyść,
a jedynie pcha go do rozmyślań o rozejściu się. Bo jak to jest
być w związku z kimś, kto w ogóle nie zwraca na ciebie uwagi?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Samolot dotknął płyty
lotniska, a z ust Iwony wyrwał się cichy jęk.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; page-break-before: auto;">
-
Już w porządku, przeżyłaś – pokręcił głowa z uśmiechem i
ucałował jej czoło. - Szykuj się przez te trzy tygodnie wolnego
na kolejny lot. Londyn czeka na nas.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Muszę lecieć?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Masz wybór, ale
odpuścisz sobie cztery dni tylko ze mną?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Za nic w świecie... -
roześmiała się i rozpięła pas, gdy tylko z głośników dobiegł
komunikat o pomyślnym wylądowaniu, jak i podziękowania za wspólną
podróż.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Janek wstał zaraz za
nią i wyciągnął ich bagaże podręczne z półki nad głową, po
czym zarzucił na plecy kurtkę i ruszył w kierunku wyjścia z
samolotu. Jeszcze przeszli razem przez odprawę celną, poczekali na
bagaże rejestrowane, które obsługa lotniskowa wyciągała z luku
bagażowego. A gdy tylko każdy dzierżył w dłoniach rączkę od
swojej walizki uśmiechnęli się do siebie, pocałowali ostatni raz
i wyszli osobno z hali przylotów do poczekalni, gdzie z daleka
zobaczył Dawida opartego o barierki oraz Filipa, który próbował
nie zgubić własnego syna w tłumie turystów.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Witaj w domu, stary –
Filip poklepał go po plecach, a Dawid uścisnął jego dłoń i
skinął głową, by od razu wziąć Mateusza na, przysłowiowego,
barana i ruszyć na parking.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Dziwne to było
powitanie, jednak Janek szybko przestał się zastanawiać nad
reakcją kumpla i ruszył hardo do przodu, opowiadając chłopakom o
pięknej Moskwie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
*</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Śledź mnie kiedy na
zewnątrz jest ciemno,<br />będę twoją latarni.<br />I kiedy jesteś
zagubiona,<br />poprowadzę cię z powrotem do domu. </i>
</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
*</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
W prezencie gwiazdkowym
Dawid chciał dostać nowe perfumy, dobrą książkę, albo płytę
jednego ze swoich ulubionych wykonawców. Gdyby był młodszy na
pewno poprosiłby Świętego Mikołaja o lepsze miejsca w kolejnych
konkursach i by choć trochę bardziej zacząć wierzyć we własne
możliwości. Wiara w siebie miała być przecież najważniejsza w
każdej dyscyplinie sportu, jak i, ogólnie, w życiu. Czy chciał
dostać na gwiazdkę widok swojego przyjaciela, całującego inną
kobietę aniżeli narzeczoną, z którą za kilka godzin miał
spotkać się przy wspólnym, <i>przed bożonarodzeniowym</i>, stole?
Niekoniecznie. Jednak los chciał inaczej i na przekór Kubackiemu,
zesłał mu przed oczy dosyć niewygodny widok, który niemożliwie
kłuł go w język, choć rozum podpowiadał, by pokusie się oprzeć
i nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Jak pomyślał, tak
zrobił. Odłożył chęć rozmowy na później, w końcu Filip nie
był świadomy tego, że ich wspólny przyjaciel zdradza swoją
narzeczoną, a ich – notabene – przyjaciółkę z jakąś
blondyną w podróżach służbowych. Miał tylko nadzieję, że
romans ten był przelotny i Janek pójdzie po rozum do głowy i
zakończy relację z dziewczyną, z którą opuścił pokład
samolotu. Zdecydował się, że jeżeli będzie wpychał się z
butami w czyjeś życie to zrobi to na osobności, pozwalając
Jankowi wytłumaczyć się ze wszystkiego, co widział, gdy czekał
na niego przy drzwiach oddzielających strefę celną od lotniskowej
poczekalni. W międzyczasie zajął się Mateuszem i tym, że ten kazał
mu po raz kolejny śpiewać najnowsze hity starego wygi disco polo,
Zenona Martyniuka.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- <i>Para pa pa ra pa ra
pa o, o, o</i> – zawył Mateusz wiercąc się w foteliku, który
Filip zamontował na tylnym siedzeniu swojego samochodu, po czym
podstawił pod nos Dawidowi jego telefon, który imitował mikrofon.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>- Los chce ze mną
grać w pokera, raz mi daje, raz zabieraaaa</i>.... I wszyscy!</div>
<div style="text-align: justify;">
- ...<i>ja za swoim
szczęściem biegnę w świat. Cuda przecież się zdarzają i
marzenia się spełniają, los przekorny znowu miłość daaaa</i>...
- Mateusz nie miał litości dla nikogo. Zenon Martyniuk od kilku
tygodni był jego ulubionym wykonawcą, którego płytę Filip musiał
odtwarzać w aucie za każdym razem, kiedy Młody z nim podróżował.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Jak Cynthia? -
Fotograf korzystając z chwili, kiedy Mateuszek zajął się
rozbrajaniem matrioszki, którą dostał jako mały podarunek z Rosji
i przestał skandować imię Zenona, zwrócił się do chłopaków. -
W lepszym stanie niż w maju?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Wydaje się być
pogodzona z tym, że babci już nie ma i nie słyszeliśmy by brała
na siebie w dalszym ciągu winę. Jest całkiem skora do rozmów i
nawet zdecydowały z Ewą, że pójdą dzisiaj do domu babci i zrobią
porządek z jej starymi rzeczami. - odparł Filip zatrzymując się
na czerwonym świetle, przyciszając powoli muzykę, tak by jego syn
nie zorientował się co się dzieje. - Z resztą, od maja minęło
siedem miesięcy, miała czas przyzwyczaić się do tego, że babcia
już na nią nie czeka w Zakopanem...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyli nie musimy
się obawiać, że święta spędzimy na wspominkach?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic na to nie
wskazuje... - wzruszył ramionami Dawid, który wychylił głowę
między przednimi siedzeniami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A ty już w ogóle
z nią gadasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- O co ci chodzi?
Przecież zawsze z nią rozmawiałem...</div>
<div style="text-align: justify;">
Filip i Janek wymienili
jedynie porozumiewawcze spojrzenia nie komentując słów Kubackiego,
który wciągnął powietrze do płuc, by uniknąć wypowiedzi na
temat tego, co sądzi o ich opinii na temat jego i Olczak. Owszem,
przez lata sytuacja uległa zmianie i z najlepszych przyjaciół
stali się jedynie zwykłymi znajomymi, którzy spędzają ze sobą
czas tylko i wyłącznie z uwagi na resztę przyjaciół. Miał jej
za złe to, że wyprowadziła się z dnia na dzień, nie informując
uprzednio o swoich planach nikogo. Nie rozumiał, jak potrafiła
zostawić wszystko za sobą i tak po prostu przeprowadzić się do
innego miasta w całkowicie innym kraju.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Nie ważne. Cynthia
zostaje ze mną na całe święta, a moja mama wprost promienieje z
radości, bo w końcu ktoś upiecze porządne ciasta na Wigilię. No
i Młody nie potrafi się od niej oderwać, ledwo go do samochodu
dzisiaj wsadziliśmy, tak bardzo chciał zostać z dziewczynami.
Nagadałem mu coś o męskiej solidarności i o tym, że baby muszą
sobie poplotkować...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- A później urośnie
kolejny męski szowinista. Dobra robota, tatulku – wtrącił
Kubacki, klepiąc Filipa po ramieniu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Zaraz cię klepnę,
Kubacki – zaśmiał się Zawistowski i pokręcił głową patrząc
w tylne lusterko na skoczka, który rozłożył się wygodnie na
kanapie i zabrał swój telefon chrześniakowi, który zaaferowany
drewnianymi figurkami przypominającymi stare baby, nie zwrócił
nawet na to uwagi.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Czyli nie ma w
zamiarze spędzenia niezapomnianych chwil z ciotką Elżbietą? -
Janek wspomniał jedyną żyjącą jeszcze w Zakopanym rodzinę
przyjaciółki.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Nie po tym cyrku,
który odstawiła po odczytaniu testamentu...
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Nie dziwię się... -
Odpowiedzieli zgodnie wszyscy, na co Mateusz przestał bawić się
zabawką i popatrzył na niczego nieświadomego ojca chrzestnego z
konsternacją. Gdy dorośli wciąż byli zajęci rozmową na temat
Cynthii i sytuacji, która wydarzyła się w mijającym roku na
odczytaniu testamentu zmarłej babki, Mateusz poskładał do kupy
matrioszkę i zwracając uwagę na to, czy tato jest skupiony na
drodze zamachnął się drewnianą rzeczą, uderzając nią w głowę
Dawida.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Mateuszzzz – Kubacki
złapał się za lewą skroń i schował zabawkę do kieszeni kurtki,
na przekór wrzaskom dzieciaka.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Mateusz, tak nie
można! Dlaczego uderzyłeś swojego wujka? - zagrzmiał Filip nie
odrywając wzroku od drogi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Młody, to przecież
nasze dobro narodowe, nie rób takich rzeczy, bo cię Polski Związek
Narciarski zje! - zaśmiał się Janek patrząc na rozmasowującego
bolące miejsce skoczka. - Do wesela się zagoi...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Bo nie śpiewa, a
kazałem mu przecież śpiewać... Dałem ci jedno zadnie, wujku, a
ty nie potrafisz się z tego wywiązać...
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- <i>Ludzie mówią, że
po nocy wstaje dzień, masz nadrobić ten stracony czas. Dziś już
nowa miłość do mnie śmieje się, los mi daje szanse jeszcze jeden
raz</i>...
</div>
<ul><div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
</ul>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
*</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Był czas kiedy mówiłaś
mi sekrety,<br />ale byłaś przerażona, że nie zatrzymam ich.</i></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
*</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Babciny dom, który
znajdował się po drugiej stronie drogi dojazdowej do pensjonatu
<i>Zawistowski</i>, nie był zbyt duży. Ot, zwykły, stary, parterowy
domek, który idealnie wpisywał się w klimat miasta. Był
drewniany, a babcia odziedziczyła go po swoich rodzicach, którzy
kupili go kilka lat po wojnie. Nie było w nim nic szczególnego,
jeżeli postawić by go w szeregu wraz z innymi zakopiańskimi
domami. Nie wyróżniał się, a wręcz nie rzucał w oczy
dzięki jabłoniom, które rosły na wielkim podwórku. Dziewczyny
weszły na krętą drużkę prowadzącą od ulicy do brązowych drzwi
wejściowych, która była pokryta śniegiem sięgającym do
kolan. Przedarły się przez biały puch za pomocą dwóch łopat,
które dostały od pana Tomasza, choć trochę odśnieżając drogę
do budynku i otrzepując śnieg na werandzie z butów, weszły do
środka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Od siedmiu miesięcy,
dokładniej od pogrzebu babci, nikt w nim nie był, więc przeraźliwy
mróz hulał w najlepsze od jednego kąta do drugiego, powodując, że
przy każdym oddechu z ust dziewczyn ulatywał obłoczek pary. Trzy
pokoje, duża kuchnia z wyjściem na tył podwórka, łazienka i
wejście do piwnicy, w Cynthia której zniknęła na dłuższą chwilę
zostawiając przyjaciółkę z termosem gorącej kawy, którą
zabrały z pensjonatu przed wyjściem. Rozpaliła w piecu ostatkami
drewna, które znalazła i wróciła na górę, kiedy upewniła się,
że za chwilę powinno zrobić się choć trochę cieplej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Pomimo iż przed nią do
odziedziczenia domu była jeszcze mama, jak i ciotka Ela, siostra
rodzicielki, to właśnie jej babcia zapisała jedyną spuściznę,
jaką po sobie zostawiła. Nikt tym faktem nie był szczególnie
zatrwożony, gdy notariusz odczytał pośmiertnie testament
pozostawiony przez starszą kobietę. To Cynthia zawsze spędzała
czas z nią, bywało, że wolała traktować jej dom swoim,
zapominając, że po drugiej stronie Zakopanego stoi nowo wybudowany
dwupiętrowy budynek, w którym zamieszkali jej rodzice, a później
i młodsi bracia. Cynthia zawsze miała słabość do babci, jej
kuchni i przyjemnego ciepła domowego, które rozchodziło się między tymi ścianami. To także Cynthia, po wyprowadzce rodziny Olczaków,
była tą, która przyjeżdżała jak najczęściej mogła w
odwiedziny.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Z całej rodziny tylko
ciotka Elka twierdziła, że dom należał się córkom, które
przecież były przy matce przez całe swoje życie. Gotowa podważyć
testament, zrezygnowała dopiero, gdy notariusz przyznał, że jest
bez szans w starciu z całą reszta rodziny, która słowa pisane
ręką babci, akceptowała w stu procentach.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Jak mnie tutaj dawno
nie było... - Ewa upiła łyk kawy, podając kubek przyjaciółce i
przeszła z kuchni do salonu, w którym wszystko było takie, jak
zapamiętała z dzieciństwa. - Twoja babcia robiła najlepsze
pierogi ruskie pod słońcem... a to ciasto, stefanek... niebo w
gębie!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Po kimś musiałam
odziedziczyć talent kulinarny – Cynthia uklękła przed jedną z
szafek, w których babcia trzymała dokumenty i albumy ze zdjęciami.
Wyciągnęła kilka z tych opatrzonych datami ich dzieciństwa i
podała jeden Ewie, drugi otwierając sama.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
Od razu trafiła na
zdjęcie, gdy miała może piętnaście lat i stała wraz z całą
resztą pod zakopiańską skocznią z wielkim transparentem, na
którym malowała się podobizna Kubackiego, którą malowały z Ewką
przez kilka dni. Nie były mistrzyniami w dziedzinie malarstwa,
jednak wyszło im całkiem nieźle, po piątej próbie. Na kolejnym ujęciu stał Kubacki i Zawistowski na rękach mający dwóch szkrabów Piotrka i
Patryka, jej braci bliźniaków, którzy mogli mieć wtedy po cztery
lata.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
- Pamiętasz twoja
studniówkę? - Ewa przechyliła album w jej stronę, by pokazać
zdjęcie Cynthii w czarnej, dopasowanej sukience, stojącej w
objęciach wysokiego bruneta, w odświętnym garniturze. - Filip od
zawsze wyglądał najlepiej z chłopaków... Ale głowy do picia
zdecydowanie nie miał. - Na kolejnym zdjęciu siedzieli już przy
stole w towarzystwie Dawida i jej koleżanki z liceum, która
zaprosiła skoczka do wzięcia udziału w tym podniosłym wydarzeniu,
jako osoba towarzysząca. Zawistowski nie wyglądał na najbardziej
trzeźwego, co nie odbiegało od prawdy.</div>
- Biedny Kubacki i
jego nowe, skórzane buty...<br />
<div style="text-align: justify;">
- Nie przypominaj im
nawet dzisiaj o tym! - Zaniosły się śmiechem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Obejrzały kilka
kolejnych albumów, po czym schowały je do torebek, by podzielić
się swoimi znaleziskami z chłopakami przy wieczerzy <i>przed</i>wigilijnej. Upiwszy jeszcze po jednym kubku kawy, wyciągnęły z
szuflady worki, do których zaczęły pakować babcine rzeczy.
Cynthia zdecydowała się zabrać ze sobą kilka pamiątek, które
miały znaczenie dla niej, rodziców, czy samej babci do
Garmisch-Partenkirchen, resztę upychając w kącie piwnicy, bądź
wyrzucając na śmietnik – w zależności od wartości danej
rzeczy. Ubrania, którymi wypełnione były dwie pokaźne, drewniane
szafy, posortowały na te w stanie nienaruszonym, dobrym, jak i nienadającym się już do użycia i postanowiły, że podzielą się
tymi lepszymi ze starszymi osobami, którym mogły się jeszcze
przydać, a resztę wyrzucą. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Rozmawiałam dzisiaj
rano z rodzicami Filipa i doszliśmy do wniosku, że wyremontuję ten
dom, a skoro stoi pusty przez większość czasu w roku, to po prostu
oddam go na jakiś czas w ich ręce, a oni będą lokować tu
gości...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Myślisz, że wrócisz
kiedyś do Zakopanego?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Nie mam pojęcia. Coś
mnie tutaj ciągnie, ale życie mam już poukładane tam. Własna
kawiarnia, w której sama sobie jestem szefem. Rodzina, która nie
zastanawia się, jak związać koniec z końcem... no i –
wyciągnęła dłoń przed siebie, a Ewa zaniemówiła widząc na jej
palcu delikatny pierścionek z różowego złota, ozdobiony brylantem
- … i chyba każdy z was w końcu będzie musiał odwiedzić
Garmisch-Partenkirchen w przyszłym roku...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Z kim ty się z a r ę
c z y ł a ś? - wyjąkała przyjaciółka, ujmując jej rękę w
dłonie i przyglądając się pierścionkowi pod każdym kątem. -
Chopard... może to nie jest Harry Winston, ale do najtańszych na
pewno nie należy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Poznałam rok temu
takiego Jonasa i tak wyszło...
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
- Jonas? Rok temu? I
przez rok nic nam o nim nie powiedziałaś? Niech no tylko chłopcy
się dowiedzą! Zostaniesz pożarta żywcem za tę tajemnicę!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
*</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<i>I kiedy jesteś
zagubiona,<br />poprowadzę cię z powrotem do domu. </i>
</div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
* * *<br />
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.lifegag.com/wp-content/uploads/2015/05/gifts.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.lifegag.com/wp-content/uploads/2015/05/gifts.gif" height="147" width="320" /></a></div>
<br />
<br /></div>
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Witam Panoczki! Cały skład
melduje się na pokładzie tego statku, którym wiem gdzie płyniemy,
ale nie mam pojęcia jeszcze przez jakie burze. Powyższy tekst nie
jest chyba najwyższych lotów, ale to ciąg dalszy wprowadzenia do
naszej historii i mam nadzieję, że już tylko będzie lepiej.
Zaczęłam pisać o piętnastej, kończę o północy. W międzyczasie
obejrzałam <i>Chicago P.D.</i> i połowę <i>Ukrytego</i> <i>piękna</i>...
Chyba jest nieźle pod względem czasowym.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Z kolejnym rozdziałem
spotkamy się zapewne dopiero pod koniec marca, o ile nie zejdę na
zawał jak Ed Sheeran zaśpiewa na koncercie i zobaczę to na żywo.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Jeżeli ktoś jest
zainteresowany moimi jedno partami, to zapraszam na
<a href="http://koniec-naszego-swiata.blogspot.de/" target="_blank">koniec-naszego-świata</a>, gdzie swoją obecnością zaszczycił nas
mocny Winiar, a jeszcze mocniejszy Morgenstern szykuje się do
złożenia wizyty za kilka dni.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
Także ten, do miłego!</div>
yummyhttp://www.blogger.com/profile/12527822286177098922noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-727893106821582418.post-80505279594924525452017-01-29T00:42:00.000+01:002017-01-29T12:33:48.361+01:001. Nie mogę się doczekać, aż wrócę do domu. <div style="text-align: center;">
<i>Zabierz mnie do czasów, gdy znalazłem swoje serce</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>i złamano mi je. </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Zdobyłem przyjaciół i straciłem ich z biegiem lat.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;">(Ed Sheeran - Castle on the hill)</span></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
Zakopane 31.12.2001</div>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy ma się dwanaście lat, a kalendarz wskazuje na ostatni dzień w roku, Dawid zrobiłby wszystko, dosłownie wszystko, by zostać w domu z babcią i nie być ciąganym na sylwestrowe imprezy z rodzicami. Każdy dwunastolatek zdaje sobie sprawę z tego, że to już trochę nie wypada ubierać garnitur kupiony w dziecinnym sklepie, choć ledwo wciska się w rozmiar 172, złapać mamę za rączkę i z uśmiechem na twarzy iść na imprezę noworoczną do karczmy na Krupówkach. Koledzy zostają w domach, grają całą noc w GTA, a o północy próbują pół lampki szampana od babci. Pierwsza styczność z alkoholem. Nie do końca smakuje, ale to przecież kolejny krok ku dorosłości, do której wyrywa serce. Dawid już odliczał, jeszcze trochę i rodzice nie będą mieli kontroli nad jego życiem. Już za sześć lat nie będzie chodził, tam gdzie oni, w ubraniach wybranych przez rodzicielkę, choć skarży się, że niewygodne i że w ogóle kto to teraz tak chodzi ubranym...<br />
Okazuje się jednak, że nie tylko on ma prawo do narzekania. Karczma w centrum Zakopanego, w której sylwestrową noc zapragnęli spędzić państwo Kubaccy z synem, jest pełna osób w jego wieku. W sali dla dzieci ustawiono cztery okrągłe stoły, a na nich mnóstwo pyszności, które przykuwają uwagę Dawida. Wzrokiem odszukał hałuski, bryjkę i oscypki. Ale też i mniej tradycyjne potrawy, jak krokiety czy sałatki. Do tego stos słodyczy, co sprawiło, że zaczął myśleć, że może nie będzie tak źle, jak przewidywał. Liczył, że chociaż niezliczone pokłady słodyczy uratują ten wieczór, skoro nic innego raczej tego nie zrobi.<br />
- No już, synu, idź do dzieci się pobawić - tato poklepał go delikatnie po plecach i pchnął w stronę jednego ze stołów, przy którym siedziała czwórka osób mniej lub więcej w jego wieku. Dwie dziewczynki i dwóch chłopców. Wyglądało na to, że już się trochę się znają, bowiem rozmawiali w najlepsze. Edward Kubacki ujął swoją żonę za rękę i jeszcze raz rzucił wzrokiem na syna, który nie zrobił ani kroku, wierzył, że sobie poradzi, w końcu już swój wiek osiągnął, język w buzi także mu wyrósł jeszcze w brzuchu matki. Tylko przyszły skoczek narciarski trochę się krępował. Nigdy nie należał do osób towarzyskich, więc wolał stać w bezpiecznej odległości, by móc wpierw się przyjrzeć swoim rówieśnikom. W szkole miał tylko dwóch kolegów, którzy w dodatku skakali razem z nim w klubie i pewnie to był jedyny powód ich przyjaźni. Nie można go zatem nazwać weteranem w tych sprawach, wciąż się uczył i dzisiejszy wieczór mu o tym przypominał.<br />
Dziewczynka siedząca najbliżej Dawida miała długie, ciemne włosy związane w dwa warkocze zakończone czerwonymi kokardkami, które były zapewne dodatkiem do sukienki w tym samym kolorze. Często przytakiwała i najmniej się odzywała, raczej uważnie słuchając co mają do powiedzenia jej towarzysze. Dalej w prawo siedziała druga dziewczyna o intensywnie rudych włosach i szerokim uśmiechu, która wymachiwała rękoma i opowiadała coś z zaangażowaniem. Miała podobną sukienkę do swojej koleżanki, tylko w niebieskim kolorze. Obok niej siedział, nade wysoki, jak na swój wiek, jasnowłosy chłopak, który w odróżnieniu od młodego skoczka, jak i towarzystwa, mówił tylko i wyłącznie gwarą góralską. Dawid starał się nigdy jej nie używać, bo i przez to miał problemy w szkole, ale i chłopaki na obozach traktowali go trochę jak dziwadło większe niż jest. Zdawało się, że ten młodzieniec nic sobie nie robił z tego i opowiadał o jakimś filmie, który widział w trakcie świąt, przerywając tym samym swojej koleżance.<br />
- ...godom joł wom... - w końcu zwrócił uwagę na Dawida, który w dalszym ciągu stał jak ten słup soli i gapił się w ich stronę. - A co wy tak poziracie? Siodojcie! - zaprosił go gestem dłoni i wskazał na wolne krzesło stojące przy stole.<br />
Kubacki uśmiechnął się delikatnie i zajął miejsce obok ostatniego ciemnowłosego chłopaka, który już wyciągał do niego rękę. Zawahał się chwile nim ją uścisnął.<br />
- Janek jestem - odrzekł chłopak i wskazał na siedzącego obok górala. - To jest Filip, Ewka i Cynthia. Do szkoły razem chodzimy, a ty to kto i skąd, bo chyba nie z Zakopanego?<br />
- Ja jestem Dawid, z Nowego Targu, ale mama z Zakopanego pochodzi, więc przyjechaliśmy do babci na święta... i tę, no, imprezę - przewrócił lekko oczami rozglądając się dookoła.<br />
- To słuchej, bo my tu sukamy, nowego do nasej paczki. Bartek się zatyroł, chyba do Warszawy czy kasik. Chcecie się kumplować z nami?<br />
Dawid nie spodziewał się, że zawieranie przyjaźni jest tak łatwe i przyjemne. W jego szkole tak to nie działało. Nie przychodziłeś do nowych osób, nie siadałeś na krześle i po chwili nie byliście już przyjaciółmi. Doszedł jednak do wniosku, że takie okazje, jak ta, mógł w swoim życiu na palcach jednej ręki policzyć i warto było skorzystać, gdy los się do niego uśmiecha.<br />
- W sumie, czemu nie.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Wiem że dorosłem,<br />
ale nie mogę doczekać się, aż wrócę do domu.</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal">
Niebiesko-zielona deska snowbordowa, uraczona dziecięcymi bazgrołami w białym kolorze, stała oparta o schodki
wielkiego, drewnianego budynku, do którego co rusz wchodziły kolejne
osoby. Pensjonat
<i>Zawistowski</i>, który mieścił się nieopodal zakopiańskiej skoczni
narciarskiej, na dwa dni przed wigilią wciąż pękał w szwach. Jakby
ludzie postanowili, że tegoroczne święta nie będą spędzane w domowym
zaciszu, wraz z wielkimi rodzinami, a wykupią ofertę
<i>last minute</i> i powtórzą scenerie z filmu o podobnym tytule. Tylko
zamiast egzotyki, wybiorą po prostu ojczyste góry. Tak wiec drzwi były cały czas otwierane przez biegające dzieci, roześmianych dorosłych, a także obsługę hotelu, która dosyć często tego dnia musiała zmagać się ze spadającym śniegiem zalegającym na podjeździe i
chodniku.
</div>
<div class="MsoNormal">
Budynek miał trzy piętra, dwadzieścia pięć pokoi średniej wielkości, trzy apartamenty, restaurację, sale balową i
konferencyjną. W piwnicy mieścił się basen oraz pomieszczenia sanitarne.
Tuż przy salach znajdowała się kuchnia,
w której rządził odpowiednio przeszkolony kucharz wraz ze sztabem swoich pomocników, przygotowując tradycyjne potrawy góralskie.
</div>
<div class="MsoNormal">
Przeszło pięćdziesięcioletni, drewniany budynek z zewnątrz wyglądał niczym typowa górska chata. Przed ośmioma laty, gdy
interes zaczął przynosić coraz więcej zysków, właściciele: Państwo
Zawistowscy, gruntownie odnowili spadek po dziadkach,
dobudowali co nieco i wykupili ziemię, która należała do zmarłego kilka miesięcy wcześniej sąsiada, przemieniając ją w przepiękny ogród,
gdzie goście mogli urządzić latem grilla, a w zimie zaznać odpoczynku od zatłoczonego stoku narciarskiego
lub przeludnionych Krupówek. </div>
<div class="MsoNormal">
W efekcie pensjonat cieszył się coraz większą
renomą, a rezerwacje należało robić z ponad półrocznym wyprzedzeniem, by
móc cieszyć się widokiem na Tatry i przyzwoitą odległością od skoczni
narciarskiej. Zarządzany przez państwo Zawistowskich
od dwóch pokoleń, był również ulubionym miejscem pracy osób, które trudziły się zawodem hotelarza w stolicy Tatr. Przemiła atmosfera i
przyzwoite zarobki sprawiały, że jedenastoosobowy zespół nie zmieniał
się od kilku dobrych lat.
</div>
<div class="MsoNormal">
W zbudowanym, parterowym domu, na tyłach ogrodu mieszkali właściciele wraz ze swoim dwudziestosiedmioletnim synem i pięcioletnim wnukiem. Ich jedyne dziecko, pomimo iż pomagało jak
tylko mogło, nigdy nie przejawiało chęci by zająć się
pensjonatem na poważnie. Tomasz i Ewa, rodzice, przez większość czasu
martwili się tym faktem i mieli nadzieję, że gdy osiągnie wiek lat
czterdziestu zmieni zdanie dla dobra swego i syna. Nie wyobrażali sobie
bowiem by oddać ich życiowy dorobek w obce ręce, które mogłyby zrujnować to, co zbudowali dziadkowie pana Tomasza. </div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="EN-US">Tylko że Filip plan miał zgoła inny. Od zawsze zakochany po uszy w górach i nartach, częściej bywał na stoku niż w pensjonacie.
</span>Na co dzień starał się nie mieszać w interesy rodziców, z którymi
sobie sami świetnie radzili. Oczywiście pomagał, jak tylko takowa pomoc była potrzebna. Tu przykręci śrubkę, tam powiesi obraz, gdzieś naoliwi skrzypiące drzwi, a i odśnieży podjazd gdy trzeba. Jednak
jego marzeniem z dzieciństwa było zostać instruktorem jazdy na nartach i
snowboardzie, a że nauczony był w marzeniach pokładać całą swoją
nadzieję: nic nie stało na przeszkodzie by taki plan na życie przyjąć. I gdzieś pomiędzy piętnastymi urodzinami a staniem
się oficjalnie osobą dorosłą, przeszedł odpowiednie kursy, zdobył
potrzebne kwalifikacje i został certyfikowanym instruktorem. Z czasem udzielał już nie tylko prywatnych lekcji początkującym, ale szkolił
grupy przedszkolaków, czy młodzieży. A w nadchodzącym, dwutysięcznym siedemnastym roku, po raz pierwszy będzie organizował obóz narciarski, wraz z trzema innymi instruktorami, dla grupy młodzieży. Łącznie turnus opłaciło dwadzieścia pięć osób, które ulokują w
pensjonacie jego rodziców. Filip nie tylko marzenia miał.
Filip nauczył się, że trzeba sięgać po to, co nie pozwala spać. Tym
bardziej, że od prawie sześciu lat miał dla kogo. Jeżeli zapytałbyś młodego górala, którego przywiązanie do Tatr i tradycji było tak wielkie, że mając szanse na naprawdę dobre studia, zrezygnował, bo wyjeżdżać nigdy z
Zakopanego nie chciał, co jest najważniejsze w jego życiu odpowiedziałby jednym, prostym imieniem: Mateusz. </div>
<div class="MsoNormal">
Pięcioletni brzdąc przebiega mu miedzy nogami, w
momencie gdy tylko przekracza próg pensjonatu, ówcześnie odkładając
swoja deskę snowbordowa na zewnątrz. To jego sprawką są te białe bazgroły na kolorowym tle. </div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph">
-<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";">
</span>Tato, tato! Babcia pozwoliła mi dzisiaj posiedzieć z
Gosią… – wskazuje na młodą recepcjonistkę, która odbywała u nich
praktyki. – Poczekam na ciocie Cynthię!</div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph">
-<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";">
</span>Obiad zjedzony? – nachylił się do syna patrząc mu
podejrzliwie w oczy, by po chwili zaśmiać się gdy jego pięcioletnia
kopia zaczęła wpatrywać się w niego w ten sam, natarczywy sposób. </div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph">
-<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span>Przegrałeś! – pokazał mu język, pobiegł za długą, mahoniową ladę i usiadł obok dziewczyny. – Gosia, Gosia, a będę mógł wydawać klucze, jak przyjadą nowi goście? – zapytał dziewczyny biorąc do
ręki pęk kluczy i obracając kółeczko na małym paluszku. Ta nie do końca wiedziała czy może mu na to pozwolić,
wiec Filip przytaknął w jej imieniu.
</div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph">
-<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";">
</span>Gosia, jak tylko Młody zacznie ci dokuczać, albo stanie
się nieznośny od razu odeślij go do mojej mamy. Albo do mnie, będę w
sali konferencyjnej. </div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph">
-<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";"> </span>Będę grzeczny… - przewrócił oczami.</div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph">
-<span style="font: 7.0pt "Times New Roman";">
</span>No, nie wątpię… - Filip nachylił się przez ladę i poczochrał mu włosy. – Gdyby zjawił się ktoś z moich przyjaciół, proszę zadzwoń – uśmiechnął się do recepcjonistki i odszedł w kierunku sali
konferencyjnej.</div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph">
Niewątpliwie Mateusz był dla niego wszystkim i było tak od momentu, kiedy przed sześcioma laty, jego ówczesna dziewczyna, Sylwia, powiedziała mu, że spodziewa się dziecka. Byli ze sobą trzeci miesiąc i mieli po dwadzieścia jeden lat. Niezbyt długi staż związku, jak i nie najlepszy wiek na zostanie rodzicem, szczególnie kiedy właśnie zaczynasz być naprawdę dobrym instruktorem. Filip jednak stanął na wysokości zadania. Nie zastanawiał się, czy w ogóle z Sylwią być powinien, bo dla niego liczyło się tylko dziecko, które powinno mieć prawdziwy dom. Po dwóch miesiącach na palcu blondynki już widniał pierścionek zaręczynowy, a w dwa kolejne, zostali obsypani ryżem przed Urzędem Stanu Cywilnego w Zakopanem. Sylwia zmieniła nazwisko na Zawistowska, wprowadziła się do jednego z apartamentów w pensjonacie, który chwilowo miał zastępować niewybudowany jeszcze dom. Była najszczęśliwszą kobietą na świecie, by w trzecim miesiącu po narodzinach ich syna spakować walizki i oznajmić Filipowi, że żąda rozwodu. Dlaczego? Tego nie wiedział nikt, jedynie sama zainteresowana, która jako adres korespondencji podała jedną z ulic w Londynie. Jak okazało się po kilku miesiącach, Sylwia wybrała wystawne życie w centrum światowej metropolii, a niżeli tradycyjną góralską rodzinę, którą chciał stworzyć Zawistowski. </div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph">
Filip na szczęście zawsze przyjmował co życie mu dawało. Nie kwestionował jego decyzji i wierzył, że wszystko dzieje się po coś, nawet zdrada żony, jej natychmiastowy wyjazd z kraju, szybki rozwód i dobrowolne zrzekniecie się praw rodzicielskich. Trudno, bywa. Miał dla kogo żyć, miał swoją pasję i nie zamierzał się poddawać. Dobrze wiedział, że w życiu ma się trzy miłości: pierwszą, która jest szalona i pełna namiętności, drugą, która uczy, czego od miłości nie chcemy. I, w końcu, tę ostatnią, która jest już na wieki. I w ten plan wierzył. </div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph">
<br /></div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph">
<br /></div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph" style="text-align: center;">
*</div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph" style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
<div class="m_8890465585127092508MsoListParagraph" style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<i>Jestem w drodze, jadąc dziewięćdziesiąt na godzinę<br />
Wzdłuż tych polnych dróg, śpiewając do "Tiny Dancer"</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="EN-US">Gdyby przed piętnastoma laty ktoś powiedział mu, że znajomość zawiązana w sylwestrowy wieczór, na przyjęciu, które w jego mniemaniu miało być wielką klapą, stanie się przyjaźnią na całe życie – nie uwierzyłby. Nie miał
w zwyczaju śmiać się z ludzi, ale może gdyby ojciec przewidział taki rozwój sytuacji i dodałby do "synu idź się pobaw" słowa "bo może poznasz
najlepszych przyjaciół", na pewno by się uśmiechnął. Bo jak to to? On,
najbardziej nieśmiałe dziecko świata pozna czwórkę dzieciaków mniej więcej w jego wieku i nawiąże z nimi
nierozerwalną nić na całe życie? Bzdura! A jednak. Piętnaście lat później
rodzice śmieją się na każdą wzmiankę o Ewie, Cynthii, Janku czy Filipie.
W przerwie między obozami a treningiem stara się spędzić jak najwięcej czasu w Zakopanem. A większych bratnich dusz niż
oni, nigdy nie poznał. I choć w żadne nadnaturalne siły nie wierzył, to
chyba los chciał by mama ciągnęła go za rękę na tę imprezę. Bogu niech będą dzięki.</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="EN-US">Gdy Filip zadzwonił z pomysłem
zorganizowania wspólnych świat, nie wahał się ani chwili. Pierwszy krzyczał, że to dobry pomysł, że w końcu powinni się spotkać razem w trochę weselszych okolicznościach niż pogrzeb babci
Cynthii przed siedmioma miesiącami. A przede wszystkim potrzebował ich
wsparcia, bo ostatnimi czasy jego występy w konkursach bardziej dołowały niż wznosiły do góry.
</span></div>
<span lang="EN-US">Plan od dziecka był prosty: być
jak Adam Małysz. Skakać wysoko i daleko. Rodzice z początku traktowali
to jako fanaberie dzieciaka, który zachłysnął się Małyszomanią. Nie do końca popierali ten pomysł, ale robili co mogli, by Dawidowi pomóc, wierząc, że pewnego dnia po prostu odpuści. Mijały dni, miesiące, lata a Dawid wciąż skakał. Raz lepiej, raz gorzej, ale nigdy nie narzekał, nie odpuszczał. Nazywany Złotym Dzieckiem i przyszłością polskich skoków narciarskich, każdego dnia trenował jeszcze ciężej i jeszcze mocniej. Każdy jego dzień wyglądał tak samo: szkoła, trening, dom, szkoła, trening, dom, konkurs, szkoła, trening, dom. Gdy wszyscy przeżywali pierwsze miłości, chodzili na imprezy, czy popijali pierwszy alkohol, popalając do tego papierosy - on trzymał się na uboczu, wolny czas spędzając albo z przyjaciółmi, albo przygotowując się do kolejnego konkursu. Rodzice z czasem zaakceptowali jego życiowe wybory i zrozumieli, że to już nie są tylko wymysły dziecka, a decyzje dorosłego chłopaka, który pokochał skoki narciarskie całym swoim sercem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">Tylko od pewnego czasu po prostu mu nie szło.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">Po drodze do pensjonatu państwa Zawistowskich, w którym zatrzymywał się wielokrotnie w przeszłości, musiał przejechać obok Wielkiej Krokwi. Widział ją z daleka. Zalegający śnieg odbijał promienie słoneczne rażąc go prosto w oczy, pierwsze przygotowania do zbliżającego się konkursu Mistrzostw Polski dopiero się zaczynały. Kilka osób krzątało się od prawej do lewej to odgarniając śnieg, to ustawiając kolejne barierki. Zaparkował samochód na parkingu i wysiadł z niego przechodząc przed przednią maskę, oparł się o nią i przyjrzał po raz setny trybunom, na których za cztery dni zasiądą kibice z całej Polski. Czuł, że ten sezon nie będzie należał do jego najlepszych. Nie czuł się na siłach za każdym razem gdy wjeżdżał wyciągiem na górę i przygotowywał się do skoku. Miał obawy, gdy zapinał kombinezon, wkładał na głowę kask i gdy siadał na belce startowej. Nie wierzył w siebie, jakby cała wiara, którą zbudował runęła przed trzema laty w rosyjskim Niżny Tagił. I co z tego, że wyszedł z tego bez szwanku? Co z tego, że upadają najlepsi i że większość z nich się podnosi? Tylko on, marzący o podium, musiał patrzeć jak podium zbiera Stoch, Żyła czy Kot. Jak zostaje daleko w tyle i nagle ze złotego dziecka, jest tylko Kubackim, w trakcie skoków którego nikt nie krzyczy "leć, Dawidku, leć", a wręcz przeciwnie, wszyscy się cieszą, że przynajmniej wylądował. Jest tym Kubackim, który stoi na samym końcu i choć cieszy się z sukcesów kolegów, to w duchu przeklina swoje porażki. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">Nim po raz kolejny dopuścił do siebie strach przed tym, że na Turnieju Czterech Skoczni powącha numer trzydziesty, oprzytomniał i zebrał się do auta. Obiecał przecież Mateuszowi, że zabierze go na babcine pączki, tak, by Filip nie widział jak się obżera. Odpalił silnik swojego terenowego Mercedesa i wycofał z parkingu na drogę. Przepuścił uprzejmie przechodzącą przez drogę starszą panią i ruszył powoli w stronę pensjonatu mijając po drodze domy swoich przyjaciół. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">Dawid był najgorszym ojcem chrzestnym jakiego mogą wyobrazić sobie rodzice i usłyszał to w swoim życiu już kilkukrotnie, ale nic sobie z tego nie robił. Stawiał szczęście swojego chrześniaka ponad wszystkim, więc od momentu narodzin Mateusza rozpieszczał go, jak tylko mógł. Kubacki czuł się za niego odpowiedzialny jak prawdziwy ojciec, bo trochę czuł się współwinny osierocenia Mateusza. Gdyby nie fakt, że Sylwia była jego kuzynką, która przyjeżdżała z Wieliczki na kilka tygodni do ich babci, i gdyby nie to, że musiał ją zawsze za sobą targać w te i we wte po całym Zakopanym, nigdy nie poznałaby Filipa, nie urodziłaby mu syna, a później nie odjechała w stronę zachodzącego słońca. Szlajała się zawsze uparcie za nimi i gdy tylko Cynthia i Filip ogłosili oficjalnie, że po trzech latach zdecydowali, że ich związek nie ma już sensu, pozostaną tylko i wyłącznie przyjaciółmi, Sylwia przystąpiła do działania. Zeszła jej cała zima, ale wiosną już mogła paradować za rękę z jego najlepszym przyjacielem po Krupówkach. Akceptowali to wszyscy, miłość przecież nie wybiera. Tylko dlaczego zostawiasz swoje własne, nowo narodzone dziecko i wyjeżdżasz w siną dal? Tego nie mógł pojąć ani Dawid, ani cała jego rodzina. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">Dawid zdecydował, że odkupi trochę winy swojej kuzynki i Młodemu w życiu nie zabraknie niczego. Za każdym razem przywoził mu zabawki, dzwonił przynajmniej raz w tygodniu by sprawdzić co u niego i zabierał go na babcine pączki, które były ich wspólną przesłodką tajemnicą.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">Zaparkował pod pensjonatem, ledwo wysiadł z auta, a już poczuł, że trafiała go idealnie wycelowana śnieżna kula, która wpadła mu pod kurtkę, a lodowaty śnieg spłynął po karku.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">- Mateuuuuusz - jęknął. Udając, że nie widzi brzdąca czyhającego na niego zza jednym z samochodów stojących na podjeździe, przeszedł do przodu rozglądając się na boki. Ukradkiem zgarnął trochę śniegu i gdy tylko nadarzyła się stosowna okazja, a chłopiec był rozkojarzony przyjazdem kolejnego samochodu na niemieckich tablicach rejestracyjnych, wziął go gwałtownie na ręce i rzucił się razem z nim w zaspę. Dziecięcy śmiech rozległ się donośnie, gdy zaczął go łaskotać. Mateusz próbował się wyrwać, jednak Kubacki nie dawał tak łatwo pięciolatkowi za wygraną.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">- Wuuuujeeeek, przestań - śmiał się do rozpuku. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">- Wujek, właśnie, przestań, bo teraz cioci kolej - gdy Dawid usłyszał tak dobrze znany mu głos, od razu skończył z łaskotaniem chrześniaka i odwrócił się w stronę, skąd dobiegł.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">Niebieskooka brunetka wpatrywała się w niego z szerokim uśmiechem na twarzy. Momentalnie poderwał się z kolan, puścił zdezorientowanego chwilowo malucha i podbiegł do dziewczyny otulając ją szczelnie ramieniem. Już chciał ją przywitać, gdy Mateusz wykorzystał chwilową nieuwagę i rzucił się na nich, przewracając całą trójkę prosto w zaspę. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">- Cześć, ciociu, Cynthio - przywitał się triumfalnie, gdy przestali się śmiać. - Czekałem na ciebie od rana.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US"><br /></span>
<span lang="EN-US"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span lang="EN-US">*</span><br />
<span lang="EN-US"><br /></span>
<span lang="EN-US"><br /></span>
<i>I tęsknię za tym jak czułem się dzięki tobie, to było takie prawdziwe.</i><br />
<i>Oglądaliśmy zachody słońca nad zamkiem na wzgórzu.</i><br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Osiemset osiemdziesiąt osiem kilometrów to dystans dzielący Garmisch Partenkirchen i Zakopane. Dziewięć godzin, dwa postoje na zatankowanie auta i kupno kawy, oraz jeden tylko na rozprostowanie kości. Spotify z ustawioną playlistą <i>This is Ed</i>, płyta Jamesa Arthura oraz <i>Acustic</i> <i>Pop</i>. I prosta droga rozpościerająca się przez Niemcy, Austrię i Słowację, by finalnie zobaczyć z daleka Tatry po stronie Polskiej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Widoki zapierały już dech kilkanaście kilometrów przed Zakopanem. Przywykła, że za każdym razem gdy wygląda przez okno widzi góry, od pięciu Alpy, wcześniej przez dwadzieścia jeden lat swojego życia widywała Tatry. Jednak widok Zakopanego, który był już teraz rzadkością, cieszył jej serce zawsze w ten sam sposób. Cynthia Olczak przez pięć ostatnich lat widywała zaśnieżone drogi Zakopanego zdecydowanie niezbyt często. Pojawiała się w rodzinnym mieście od wielkiego dzwonu pomimo tęsknoty za znanymi uliczkami, szlakami górskimi, czy babcinym podwórkiem. Gdy przed pięcioma laty podjęła decyzję, że wraz z rodzicami i młodszym rodzeństwem przeprowadzi się do bawarskiego miasta, przysięgała, że będzie przyjeżdżać w odwiedziny tak często, jak to tylko możliwe. Niestety obietnice były płonne i wiedziała, że kilka osób ma jej to za złe. Dwie z nich uświadomiły ją w tym dobitnie.<br />
Pierwsza: babcia, która nigdy nie rozumiała sensu wyjazdu rodziny Olczaków do sąsiedniego kraju. Nie rozumiała, że rodzice wpadli w poważne kłopoty finansowe, a ze sklepu z pamiątkami na Krupówkach nie można wykarmić pięcioosobowej rodziny. Tym bardziej jeszcze odłożyć na spłatę długów, w które się wpakowali po wypadku pana Marka, ojca Cynthii. Babcia obraziła się na kilka miesięcy i dopiero przyjazd najstarszej wnuczki i jej matki na dwa tygodnie załagodziły sytuację. Jednak do samej śmierci miała za złe swojej córce, że zabrała wnuki daleko od niej, nie mogła się nimi nacieszyć i pomóc w wychowaniu. Nie pomogła nawet obecność Cynthii przez cały miesiąc, gdy babcia powoli żegnała się z tym światem. Dopiero w dniu w którym odeszła, na dwie godziny przed śmiercią, przyznała się, że tęskniła za nimi każdego dnia i jest szczęśliwa, że może umierać wiedząc, że ich życie jest lepsze z dala od Zakopanego. <br />
Druga: Dawid, który jako jedyny z całej pięcioosobowej ekipy, odciął się znacznie od niej. Gdy mieszkała w Polsce, mieli naprawdę dobry kontakt. To ona robiła transparenty na konkursy, to ona jeździła za nim od Tatr po Alpy i z powrotem, by móc kibicować i zagrzewać do walki o pokonywanie własnych lęków. To z nią był na swojej studniówce, zwierzał się z tego, że czasami w siebie nie wierzy. Przychodził do sklepu z pamiątkami, gdzie pomagała rodzicom i przynosił jej herbatę. To on również pocieszał po rozstaniu z Filipem. Gdy usłyszał o podjętej decyzji, nie przyszedł się nawet pożegnać, nie zadzwonił przez pierwsze trzy miesiące. Dopiero gdy Cynthia pojawiła się na konkursie skoków w Garmisch z wielkim transparentem, zgodził się z nią porozmawiać. Olczak rozumiała, że go zawiodła, jednak nie mogła pozwolić sobie na pozostanie w Zakopanym, musiała jechać z rodziną i zacząć życie w obcym kraju, nie znając języka, mentalności Niemców. A Kubacki musiał to zaakceptować.<br />
<div class="MsoNormal">
Może była i trzecia osoba, która zawiodła swoim wyjazdem. <span lang="EN-US">
Filip. Byli swoja pierwszą miłością i przez cale liceum nie odstępowali
siebie na krok. Kibicowała mu, gdy zdawał pierwsze egzaminy na
instruktora jazdy, była szczęśliwa, gdy miał pierwszych uczniów. Towarzyszyła mu w kolejnych zjazdach na nartach z najwyższych szczytów w Tatrach, Bieszczadach, ale i Alpach. On zaś był królikiem doświadczalnym, który jako pierwszy próbował jej wszystkich wypieków, bo
to właśnie wszelakie torty, ciasta, ciasteczka i muffinki były Cynthii
pasją, której oddawała się bez pamięci. Przeżyli wspólnie ponad trzy lata przez które Cynthia stała się częścią rodziny
Zawistowskich, a później zrozumieli, ze niektóre pierwsze miłości muszą się skończyć, choćby nie wiadomo jak wielkie były. I oni nie przetrwali próby czasu. Od przyjaźni wszystko się zaczęło,
na przyjaźni postanowili też swój związek zakończyć. Dzięki zdrowemu podejściu do sprawy nie mieli z tym większych problemów i nikt na tym
nie ucierpiał. Później Filip związał się z Sylwią, a Cynthia zaczęła spędzać najwięcej czasu z Kubackim. Gdy okazało się, że kuzynka skoczka jest w ciąży Filip stwierdził, że nie wyobraża
sobie innych rodziców chrzestnych dla swojego syna niż Cynthia i Dawid.
Mając dwójkę, szesnaście lat młodszych, braci bliźniaków, z którymi uwielbiała spędzać czas, zgodziła się bez wahania deklarując, że będzie najlepszą matką chrzestną świata. I to była jedna
jedyna deklaracja, z której się wywiązywała sumiennie. Filip nigdy jej
oficjalnie nie zarzucił, że ich olała i zostawiła. Filip zrozumiał, że
Cyntia może zostać w Zakopanym i przekreślić swój start w dorosłość zatrudniając się w supermarkecie na wykładaniu towarów, albo pojechać z rodzicami do Niemiec i pomóc im w wychowaniu bliźniaków, a także zarobieniu na otwarcie własnej ciastkarni. Ich
relacja na nowo zacieśniła więzy właśnie w momencie,
gdy Filipowi posypało się życie, a ona spakowała torby, przyjechała ucałować kilkumiesięcznego Mateuszka i przytulic się mocno do Filipa, obiecując, że zawsze dla niego będzie.
</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="EN-US">Mateusz był oczkiem w głowie każdego, kto znal Filipa i jego rodziców. Ale rodzice chrzestni wprost
oszaleli na jego punkcie. Jakby prześcigali się w ilości czasu z nim spędzonego, prezentach i okazywanej miłości. Dawid próbował wynagrodzić mu brak matki, która notabene była niestety jego rodziną.
Sindi starała się zaś odpokutować swój wyjazd. Ojciec malucha nie raz zarzucił im brak granic w kupowaniu kolejnych prezentów, jednak Sindi
nie robiła sobie nic z jego psioczenia.
</span>W końcu ma jednego chrześniaka i nie ma zamiaru się ograniczać, gdy widzi przecudowne zabawki bądź kolejną parę adidasów.
Gdy Mateusz skończył półtora roku, Cynthia umówiła się z Filipem, że co
trzeci wieczór będą rozmawiali na Skypie. Ich tradycja przerodziła się w
codzienne czytanie Mateuszowi do snu, a gdy
ten już zasnął, wymienianie plotek miedzy dorosłymi. </div>
<div class="MsoNormal">
Filip dosyć często urywał się z Zakopanego, wsadzał syna do auta i jechał na kilka dni w odwiedziny do Garmisch Partenkirchen.
<span lang="EN-US">On musiał odpocząć, a Cynthia z radością poświęcała czas chłopczykowi. Układ idealny, by nikt o sobie nie zapomniał.
</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="EN-US">To również Filip czekał przed
szpitalną salą, w której umierała jej babcia. To on pomógł jej załatwiać
wszystkie formalności związane z pogrzebem, to on zatroszczył się o dom stojący nieopodal pensjonatu, który teraz
stał niezamieszkany przez nikogo. </span></div>
<div class="MsoNormal">
<span lang="EN-US">Czasami zastanawiała się czy
gdyby nie jej przyjaźń z Zawistowskim, czy wciąż przyjaźniłaby się z
cala reszta. On był swego rodzaju ogniwem łączącym całą piątkę w całość. Dzwonił i ponaglał ich do zatrzymania się, zastanowienia nad życiem, do kontaktu z innymi. Organizował spotkania
tak, jak na przykład teraz, na święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok, który
pierwotnie miała spędzić z rodzicami i rodzeństwem w GP.
</span></div>
<span lang="EN-US">I gdyby to właśnie Filip wpadł
na nią i wziął ją w ramiona, naprawdę nie byłaby zdziwiona. Ale to był
Dawid Kubacki. Ten sam, który był na nią śmiertelnie obrażony przez ostatnie pięć lat. Ten sam, który odzywał się do niej tylko z okazji urodzin, bądź świąt. Przecież już nawet z Jankiem miała więcej do czynienia niż z
nim. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">Gdy Mateusz usiadł triumfalnie na jej brzuchu,
nogami zakrywając twarz Dawida uśmiechnął się szeroko i wskazał pogardliwie na swojego chrzestnego palcem. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">- Nie będziesz mi cioci Cynthii tulił. - pokręcił głową z niezadowoleniem. - Tylko ja mogę to robić! - na jego ustach ukazał się szeroki uśmiech, już chciał przytulić się do dziewczyny, kiedy Dawid zepchnął ze swojej twarzy nogi chrześniaka, a ten spadł z brunetki w wielką zaspę. - Wuuuujeeeeeek!</span></div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span lang="EN-US"><br />*</span><br />
<br />
<i><span lang="EN-US">Mając piętnaście lat paliłem ręcznie skręcane papierosy,<br />
uciekałem przed prawem przez podwórka i upijałem się z przyjaciółmi. </span></i><br />
<span lang="EN-US"><br /></span>
<span lang="EN-US">*</span><br />
<span lang="EN-US"><br /></span>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span lang="EN-US">Stukot niebotycznie wysokich obcasów o płytę chodnikową niósł się po całej ulicy Kuźniczej w Poznaniu. Właścicielka pięknych, skórzanych botków w kolorze czarnym wyciągnęła z, pasującej do obuwia, torebki klucz do samochodu, nacisnęła jeden z guzików, a w czerwonych drzwiach automatycznie ustąpiła blokada. Spojrzała na wejście do rocznego apartamentowca, z którego wybiegł pies rasy chow chow i wskoczył na tylne siedzenie samochodu przez drzwi, które uprzednio otworzyła. Ona zaś wsiadła na miejsce kierowcy i odrzuciła torebkę na fotel pasażera. Długie, czarne włosy, które niegdyś były rude, związała w niedbałego kucyka, ściągając gumkę z nadgarstka i z uśmiechem popatrzyła na Piesła, który </span><!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:TrackMoves/>
<w:TrackFormatting/>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:DoNotPromoteQF/>
<w:LidThemeOther>DE</w:LidThemeOther>
<w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian>
<w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
<w:SplitPgBreakAndParaMark/>
<w:DontVertAlignCellWithSp/>
<w:DontBreakConstrainedForcedTables/>
<w:DontVertAlignInTxbx/>
<w:Word11KerningPairs/>
<w:CachedColBalance/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
<m:mathPr>
<m:mathFont m:val="Cambria Math"/>
<m:brkBin m:val="before"/>
<m:brkBinSub m:val="--"/>
<m:smallFrac m:val="off"/>
<m:dispDef/>
<m:lMargin m:val="0"/>
<m:rMargin m:val="0"/>
<m:defJc m:val="centerGroup"/>
<m:wrapIndent m:val="1440"/>
<m:intLim m:val="subSup"/>
<m:naryLim m:val="undOvr"/>
</m:mathPr></w:WordDocument>
</xml><![endif]--> rozsiadł się na wyścielonym przez nią kocu. Nie wierzyła, że roczny chow chow może przynieść tyle radości, zająć wolny czas i z uśmiechem merdać ogonem, gdy wracała zmęczona do domu. Jej narzeczony, Janek, namawiał
ją na kupno Piesła przez kilka miesięcy, aż w końcu zgodziła się gdy ten znalazł
opiekunkę, która była skora poświęcić cały dzień zwierzęciu. Nie mieli przecież czasu na takie przyjemności, na
wychodzenie na spacer rano, wieczór, we dnie, w nocy. Jan był jednak nieugięty i ulice dalej
znalazł emerytowaną miłośniczkę psów, która chętnie spędzała z nim całe dnie.
Taki układ odpowiadał każdemu.</div>
<div style="text-align: justify;">
W bagażniku samochodu leżały dwie zapakowane po brzegi torby podróżne. Jedna z nich należała do niej, a druga do jej narzeczonego, po którego jutro miała pojechać na lotnisko w Krakowie, ostatnie trzy dni spędził w Moskwie, gdzie odbywała się jedna z sesji fotograficznych, których był organizatorem. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz jechali w rodzinne strony razem dla przyjemności, więc czuła się trochę nie swojo, że wzięła osiem dni urlopu i zostawiła cały majdan na głowie swoich kolegów po fachu. Ewa Przesmycka bowiem nie miała wolnego od dwóch lat, kiedy została awansowana na kierownika oddziału Banku Polskiego w Poznaniu. Nikt przed nią w tak młodym wieku nie dostąpił tego wątpliwego zaszczytu, który miał swoje plusy jedynie w comiesięcznych wpływach na konto, więc było to nie małe osiągnięcie w jej krótkim, dwudziestodziewięcioletnim życiu. I przede wszystkim nagroda za decyzję o pozostawieniu rodzinnego domu daleko za sobą i przeprowadzenie się do stolicy Wielkopolski. Do Zakopanego miała teraz pięćset siedemdziesiąt pięć kilometrów i mogła się wręcz założyć, że pokona tę odległość w czasie jeszcze dłuższym niż Cynthia potrzebowała na dojazd z Garmisch Partenkirchen. W dodatku będą zatrzymywać się przynajmniej sześć razy, średnio co osiemdziesiąt kilometrów, bo: trzeba zatankować, rozprostować kości, zapalić papierosa, a i pozwolić psu się wybiegać. Pieseł nie znosił podróży, doświadczyli tego przed rokiem, gdy w święta Bożego Narodzenia zwrócił całe śniadanie na tapicerkę jankowego Mercedesa, a trasa pokonywana w mniej niż dziewięć godzin, tym razem zajęła dwanaście. <br />
Czy Ewa się cieszyła na spotkanie i spędzenie tak długiego czasu w gronie przyjaciół z dzieciństwa? Miała mieszane uczucia. Kontakt na bieżąco utrzymywała jedynie z Cynthia i Dawidem, którzy przynajmniej raz w tygodniu wysłali jej krótką wiadomość na WhatsApp, z Fifim rozmawiała ostatni raz na pogrzebie babci ich wspólnej przyjaciółki, a z Jankiem od kilku miesięcy raczej im się nie układało. Pracowała zbyt dużo i nie potrafiła już znaleźć tyle czasu, co kiedyś, gdy widywali się na licealnych imprezach. Czasami zapominała zadzwonić, bo miała do przygotowania duży projekt w pracy, albo akurat robili zamknięcie miesiąca. Skupiła się na własnej karierze i tylko to liczyło się najbardziej w jej aktualnym życiu. Nawet Janek, narzeczony, jakby stracił na ważności, a jego miejsce w priorytetach życiowych Ewy zajęła praca. Chyba ją rozumiał i nie przeszkadzało mu to jakoś strasznie. Nie narzekał, nie krzywił się, gdy wracała do domu cztery godziny po zamknięciu banku, nie zadawał zbędnych pytań, gdzie była, z kim i co robiła. Ufał jej bezgranicznie i wiedział, że tego zawsze chciała i spełniała się w tym, co robiła. Sześć lat studiów, praktyki w banku już na pierwszym roku. Po miesiącu katorżniczej wręcz pracy przy przekładaniu papierów z jednego biurka, na drugie, zaproponowali jej półroczny staż za psie pieniądze. Ale wzięła bo wiedziała, że trzeba gdzieś zacząć. Pół roku zleciało jak z bicza strzelił i już podpisywała umowę na czas próbny, trzy miesiące, jakby się jeszcze nie sprawdziła. Ale nie odezwała się nic, nie protestowała, początki zawsze są trudne. Ponoć przez ciernie do gwiazd, bo okazała się w kontaktach z klientami biznesowymi prawdziwym czempionem. W ilości podpisanych wniosków kredytowych wyprzedzała starszych kolegów, jednak nie zwracała na nikogo uwagi. To było jej życie, jej sukcesy i nie mogla sobie pozwolić na pozostanie zwykłym szaraczkiem zasilającym szeregi przeciętności.<br />
Na piątym roku, zaczęło się psuć z Jankiem. Byli rok po przepięknych zaręczynach, które odbyły się na Bali, gdy Janek zaczynał rozmowy o ustaleniu daty ślubu, ona mówiła, że jeszcze nie teraz. Wykręcała się pracą i brakiem czasu, wiedziała, że będą razem do końca swoich dni, przecież kochali się ponad życie, a ich związek trwał od siedmiu lat. Więc po co się spieszyć? Przyjdzie czas na wszystko, nawet na ślub. Na potwierdzenie swoich słów miała kilka argumentów, jednak tym najpoważniejszym były ciągłe rozjazdy. Ona na szkoleniach, Janek – wzięty fotograf – podróżował po całej Polsce, jak i świecie. Widywali się bardzo rzadko, wiec kiedy mieli zaplanować cala uroczystość, zaprosić gości? Przecież nikt za nich tego nie zrobi. <br />
Była świadoma, że postawiła wszystko na jedną kartę. Że systematycznie lekceważyła najbliższe jej osoby. Narzeczonego, rodzinę, przyjaciół. Tylko ona od dziecka miała jasno ustalony cel i nie wyobrażała sobie przegrać ze swoimi słabościami, z samą sobą. <br />
Pieseł przeskoczył z tylnego siedzenia na przednie i usiadł patrząc na nią swoimi czarnymi oczami. <br />
- Jedziemy bez twojego pana, Pieseł. Zapinamy pas i w drogę – przypięła specjalną wersję samochodowej smyczy dla psa do odpowiedniego miejsca, ten zeskoczył na podłogę, ułożył się wygodnie, a ona ruszyła. <br />
Dziewięć godzin i czternaście minut później parkowała przed pensjonatem rodziców Filipa, gdzie stało już zaparkowane auto Dawida, jak i całkiem nowa Audi na niemieckich rejestracjach wskazująca na gości z Garmisch Partenkirchen. Umieściła się na wolnym miejscu i odpięła smycz zwierzaka. Ledwo otworzyła drzwi samochodu i postawiła swoje nogi na oblodzonym chodniku, a już oberwała śnieżną kulką prosto w czoło. <br />
- Witamy Szpilki na Gjewoncieee – roześmiany głos Cynthii dochodził z jednego z otwartych okien na poddaszu. Westchnęła przeciągle, próbując strzepać resztki śniegu z czoła i włosów. <br />
- Doigrałaś się! – zagrzmiała kręcąc głową z niedowierzaniem, kiedy kolejna śnieżna kula dotknęła jej ramienia. <br />
- Chodź tu i pokaz na co cie stać, a nie rzucasz groźby bez pokrycia, Pani Kierownik – z kolejnego okna wyłoniła się głowa Kubackiego, którego miała ochotę w tej chwili udusić. <br />
- Czy ty, skoczny chłopcze, myślisz, że dorzucę śnieżkę na drugie piętro bez wybicia okna w sali balowej? Utopie cię w śniegu, jak tylko opuścisz ten bunkier! <br />
Mateusz wybiegł przez drzwi wejściowe ukazując w jej stronę rząd białych mleczaków i przybił w biegu piątkę. Minął ją, wylądował na kolanach, tuląc się do chow chowa, który wesoło zamerdał ogonem liżąc go po policzku. <br />
- Bleeeeh, Mati! Nie dawaj się tak! – Zawyła Cynthia nie kryjąc przerażenia tym, co widzi, zebrała trochę śniegu z dachu i uformowała kolejną kulkę trafiając nią obok chrześniaka. <br />
Filip stał oparty o framugę drzwi i zanosił się śmiechem. Rozłożył szeroko ręce, by po chwili zamknąć ją w szczelnym uścisku, gdy tylko wspięła się po drewnianych schodkach. Zapach jego perfumy dostał się do jej nozdrzy, musiał je zmienić od ich ostatniego spotkania. Strzelała na ślepo w <i>Dior Sauvage</i>. Znała się na dobrych perfumach, razem z Jankiem przywiązywali wielką uwagę do wyglądu zewnętrznego. Ich mieszkanie było zawalone markowymi ciuchami i kosmetykami, na które mogli sobie pozwolić dzięki naprawdę dobrze opłacanym zawodom, których się imali. <br />
Po chwili do uścisku dołączyli się Kubacki i Olczak, którzy byli już w piżamach nie zważając na prawie piętnastu stopniowy mróz. W końcu zahartowani w boju z nich górale.<br />
- Witaj w domu, Ewa – uśmiechnęła się Cynthia, gdy popatrzyli na siebie. – Dobrze, że jesteś. <br />
- Nie mogłam się doczekać, aż wrócę do domu...<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
* </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Jestem w drodze, ciągle pamiętam</i><br />
<i>Te polne drogi, czasy kiedy nie znaliśmy odpowiedzi</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
* * * </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://media.giphy.com/media/UNH53BJMfWbF6/giphy.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://media.giphy.com/media/UNH53BJMfWbF6/giphy.gif" width="320" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Tadam! Jesteśmy! Z prawie całą zgrają, bo jeszcze Janek musi wylądować w Balicach i szarańcza z Mateuszkiem na czele musi go zgarnąć z hali przylotów. </div>
<div style="text-align: justify;">
Podobało się? Bo mi pisało się bardzo dobrze. Nie macie pojęcia, jak pokochałam cała tę bandę, a uwierzcie mi, nie będą to łatwe osobistości. Ed Sheeran zrobił taką robotę, że na okrągło słucham Castle on the hill i wymyślam im kolejne przygody. I przy okazji odliczam dni do 22 marca, kiedy to zobaczę go na żywo w Mannheim <3</div>
<div style="text-align: justify;">
Długość jak na mnie jest mega powalająca, dlatego też na początku powiadomiłam, że nie będę się pojawiać już tak często, jak na moich poprzednich blogach. Przepraszam za brak akapitów, niestety piszę bezpośrednio na bloggerze, gdyż jestem informatycznym zjebem i nie potrafię na Windows 10 ogarnąć najzwyklejszego Worda...</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie powiadamiam, proszę o zaglądanie bądź dodanie mego bloga do obserwowanych. Osoby, które czytam również w obserwowanych mam i tak też wiem o nowościach u Was, więc jeżeli nie chcecie, możecie nie powiadamiać. Zaznaczam, że sprawdzam codziennie!</div>
<div style="text-align: justify;">
Póki co, bywajcie Panoczki zdrów! <3<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://twitter.com/yummuska">TWITTER </a></div>
<div style="text-align: center;">
</div>
</div>
</div>
yummyhttp://www.blogger.com/profile/12527822286177098922noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-727893106821582418.post-77168137705120587532017-01-07T14:50:00.001+01:002017-01-09T21:29:37.416+01:00Prolog<div style="text-align: justify;">
<span style="color: #454545; text-decoration: -webkit-letterpress;"><b>Filip
Zawistowski do grupy Gjewooont:</b> Witojcie Panoczki! Mam nadzieje, że
każdy z Was będzie w Zakopanem w te święta. Jezusek się rodzi, więc
spotkać się trzeba! Na Wigilię zaprosić Was chcę, bo rodzice w
pensjonacie takie wielkie spotkanie robią, dla gości, bo dla gości, ale
ja tak pomyślałem, że a czemu by was nie zwołać skoro od dwóch lat się w
pełnym składzie nie widzieliśmy. Dzień przed prawdziwą, coby się
opłatkiem podzielić, pastorałki pośpiewać i wina się napić. A później
Was do rodzin puszczę, coby się nacieszyć przyjezdnymi, z dalekich
krajów i Polski centralnej, mogli. </span></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
W
drugi dzień świąt ubieramy się i z wielkim transparentem pod skocznie
idziemy, Kubacki wsparcia potrzebuje! Niech go wiatr niesie jak
najdalej! Gorący doping na pewno mu pomoże!</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
A
po konkursie lokujcie się w pensjonacie i siedem dni cieszymy się swoim
towarzystwem!!! Bo się stęskniłem za Wami! Kubacki potwierdził już
udział, bo siedzi to to obok i organizuje wszystko ze mną. Tylko was,
obierzy światy, brak! Potwierdzać mi to rachu, ciachu! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Dawid Kubacki do grupy Gjewooont:</b> Potwierdzam przybycie, alkoholu odmawiam! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Jan
Kwiatkowski do grupy Gjewooont:</b> Kubacki jak nadaremno Ci pod te narty będę dmuchać, to na ten turniej czterech skoczni nie pojedziesz, bo tyle
gorzołki Ci do gardła wleje! Potwierdzam ja! Szykuj posłanie dla
Piesła! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Filip Zawistowski do grupy Gjewooont:</b> Panoooooczku... już dawno gotowe! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Jan Kwiatkowski do grupy Gjewooont:</b> Buziaaaak! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Dawid Kubacki do grupy Gjewooont:</b> dziewczyny??????? </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Filip Zawistowski do grupy Gjewooont:</b> odbiór Panienki! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Ewa
Przesmycka do grupy Gjewooont</b>: Janek, bardzo fajnie, że dbasz o posłanie Piesła, ale nie dbasz o posłanie dla swojej narzeczonej! Dawid, Fifik, będę! Nawet już mam transparent!</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Dawid Kubacki do grupy Gjewooont:</b> najlepsza! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Jan Kwiatkowski do grupy Gjewooont:</b> Kochanieeee...</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br />
<b>Ewa
Przesmycka do grupy Gjewooont</b>: Janie, pogadamy jak wrócę z pracy...:)<br />
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Filip Zawistowski do grupy Gjewooont: </b>SINDIK! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Cynthia Olczak do grupy Gjewooont:</b> ... </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Dawid Kubacki do grupy Gjewooont: </b>??? </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Jan Kwiatkowski do grupy Gjewooont: </b>?!??!?!?!?! JA SIĘ PYTAM: CO?</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Ewa Przesmycka do grupy Gjewooont: </b>oho! Czyżby ktoś drugi rok z rzędu święta u Niemców spędzał???</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Cynthia Olczak do grupy Gjewooont:</b> EWKA, Hahaha!!! No będę, będę! Nie martwcie się, za bardzo się za wami stęskniłam, GJEWOOONT!</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Filip
Zawistowski do grupy Gjewooont: </b>Uffff! Idziemy z Kubackim uszka kleić
dla was! Ubierzcie się ciepło, jakbyście nie pamiętali, jak to w Naszym
Zakopanem jest! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Cynthia Olczak do grupy Gjewooont:</b> My z Ewką byłyśmy w maju! To was nie było! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Dawid Kubacki do grupy Gjewooont</b>: trele morele! Teraz już nie zwalaj winy na nas, bo jak się na dwa dni przyjeżdża, to błaaagam! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b><br /></b></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Ewa Przesmycka do grupy Gjewooont:</b> Kubacki, nie treluj! Opuszczam was, robota czeka! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Jan Kwiatkowski do grupy Gjewooont:</b> Ciao, Bambina!</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Cynthia Olczak do grupy Gjewooont:</b> Buziaki!</div>
</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Filip Zawistowski do grupy Gjewooont:</b> GJEWOOONT!</div>
</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<b>Dawid Kubacki do grupy Gjewooont: </b>hip hip, hura, GJEWOOONT! </div>
</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: center;">
<span style="font-size: large;">x x x </span></div>
<div style="color: #454545; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: center;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
Dawid Kubacki został moją pierwszą miłością skoczkową, a gdy usłyszałam również nową piosenkę Eda Sheerana, po prostu musiałam. Musiałam! I choć znowu zaczynałam coś o Kurczaku, którego kocham, to jednak Kubacki wygrał. Wygrał, bo widzę w niego przyjaciela, a tym razem chciałam napisać coś, gdzie najważniejsza jest przyjaźń. </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
Tak więc przywitajcie się z powyższą piątką (a w sumie, szóstką, bo Pieseł, który będzie odgrywał równie ważną rolę w tej historii) głównych bohaterów. Ze skocznych zawodników będzie tylko Dawid, bo po co nam przepych? Pokochacie ich tak bardzo, jak ja zrobiłam to w dwadzieścia cztery godziny. </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
Prolog już dzisiaj. A na pierwszy post zapraszam na początku lutego, 2017 rok będzie zimowym rokiem! </div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
Bywajcie zdrów, Panoczki!</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
</div>
<div style="color: #454545; text-align: justify;">
</div>
yummyhttp://www.blogger.com/profile/12527822286177098922noreply@blogger.com18